
<><><><><><><><>
**OSTRZEŻENIE | TRIGGER WARNING** : Myśli samobójcze
<><><><><><><><>
Nikt nie zwracał uwagi na to jak szybko mijały kolejne tygodnie. Hermiona prawie z nikim nie rozmawiała i za wszelką cenę próbowała unikać nawiązywania z Malfoyem kontaktu wzrokowego. Unikała nawet jego samego.
W końcu kojące barwy lata ustąpiły ciepłym odcieniom jesieni. Nadszedł październik.
Pomarańczowe liście opadały z drzew, tworząc swoisty deszcz. Wiatr dmuchał zimniejszy i zimniejszy, zmuszając uczniów do przywdziewania swoich szalików.Hermiona wyszła z pokoju, by udać się do łazienki. Gdy weszła, doznała szoku, widząc owiniętego ręcznikiem Dracona, który mył zęby. Nie miał na sobie koszulki, przez co mogła zobaczyć jego klatkę piersiową w pełnej okazałości. O bogowie, te mięśnie!, pomyślała, czerwieniąc się jak szalona.
Stała tak i czekała, aż Malfoy w końcu wyjdzie. Nie spodziewała się, że na niego wpadnie, więc całe jej starania spełzły na niczym – od kilku tygodni kalkulowała i obserwowała jak wygląda schemat przebiegu ich dnia, by móc unikać Malfoya na tyle, na ile to tylko możliwe. Incydent w pociągu tylko zaostrzył ich dyskomfort, a że żadne nie miało zamiaru tego przedyskutować, woleli się nawzajem unikać.
– Och, proszę, nie zwracaj na mnie uwagi – zaczął, skinieniem głowy zapraszając ją do środka. – Możesz chcieć też zamknąć tę swoją paszczę, Granger. Jeszcze ci mucha wleci.
– Ech… Malfoy, po prostu chciałam wziąć prysznic teraz, skoro ty zwykle bierzesz go wcześniej.
– Czy mi się wydaje, czy ty śledzisz moje nawyki higieniczne? Rany boskie, witaj w fanklubie, Granger!
Hermiona głośno westchnęła, niecierpliwiąc się.
– Słuchaj, nie chciałam na ciebie wpaść od samego rana. Po prostu chcę wziąć prysznic, daj mi już spokój.
– No dobra, to się myj. Nie żeby robiło to jakąś różnicę! – zadrwił, wychodząc z łazienki.
Hermiona nie odpowiedziała. Malfoy miał rację – nieważne, ile razy ktoś jej mówił, że jest piękna, ona i tak w to nie wierzyła. Już nie, bo przecież nie była ślepa – wiedziała, że wygląda na chorą. Zasmucona pozwoliła, by ciepła, kojąca woda prysznica ją uspokoiła. Wiedziała, że jej sposób myślenia był toksyczny i autodestrukcyjny, ale skoro nikt nie wiedział, że tak myśli, to czy ktoś mógł ją winić? Nie! Tylko ona miała prawo oceniać swój wygląd, a nie Malfoy, który gdyby mógł, winiłby ją za absolutnie wszystko!
Wyszła spod prysznica z już przejrzystrzym umysłem, ubrała się i zauważyła Dracona przy stoliku w salonie, nalewającego sobie kawy. Chciała się mu jakoś odgryźć, ale nie chciała w zamian dostać tego samego.
– Masz rację, Draco. Jak zwykle masz rację.
– Co ty tam bełkoczesz? I dlaczego usłyszałem moje imię?
Nie odpowiedziała – dokładnie tak, jak zdecydowała, że zrobi. Zdawała sobie sprawę, że swoim milczeniem doprowadzała go do obłędu. Z drugiej strony – przecież sam wiedział, że przez ostatnie kilka tygodni nie odzywali się do siebie prawie wcale, więc czego oczekiwał? Zapewne tego, że wznowią zabawę w kotka i myszkę, która ciągnęła się przez ponad sześć lat. W ciszy nalała sobie trochę kawy.
Draco spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Ta jego partnerka była ostatnio bardzo małomówna, a to było do niej niepodobne. Przez te wszystkie lata lubił zamykać jej usta, ale tamta Hermiona zniknęła, zastąpiona przez wyblakłą, pustą skorupę dawnej siebie.
– No dalej, Granger! Powiedz coś w końcu, kurwa!
Odstawiła kubek z głośnym stuknięciem. Z szybkością błyskawicy wypaliła niecierpliwie:
– Od zawsze wiedziałam, że dbanie o siebie nie robi w moim przypadku różnicy. Przecież przypominałeś mi o tym latami! Mam już dość, dobra? Skoro już sama o tym WIEM, to nie waż się znowu mi o tym mówić!
Nie powiedziała nic więcej, a Draco był w szoku. Poczuł, że teraz naprawdę bardzo ją obraził. Tym razem wszystko wyglądało jakoś inaczej. Spojrzał na nią i znowu poczuł w trzewiach to piekielne, dziwne poczucie winy. Czy Draco Malfoy naprawdę zaczął odczuwać te niegodne emocje, które ojciec zawsze uczył go tłumić?
– Och i zamknij tę swoją paszczę, bo ci jeszcze mucha wleci! – skwitowała Hermiona, podnosząc się z miejsca.
Trzasnęła drzwiami, a w drodze na lekcje po raz pierwszy przyszła jej do głowy myśl, która była i straszna, i kusząca jednocześnie. A co, jeśli mogę to wszystko zakończyć? Pokręciła głową, odrzucając tę myśl, mimo że pomysł już uwił sobie wygodne gniazdko z tyłu jej głowy, gotowy w każdej chwili znów się wynurzyć.
Draco, wciąż zdziwiony, nie miał okazji zareagować, albo coś od siebie dodać. Ledwo mógł opisać dyskomfort, który odczuwał, bo czuł się jakby ktoś go oszukiwał. A jednak, Granger przed chwilą przyznała mu rację. Wnioski przyszły do niego szybko, w miarę jak się zastanawiał nad tą sytuacją.
Granger myślała sprzecznie z tym, co Draco w rzeczywistości uważał na jej temat. Nic dziwnego – nie był z nią tak naprawdę szczery. Powiedział, że dbanie o siebie w niczym jej nie pomoże, chociaż uważał, że Granger jest atrakcyjna. Nawet lepiej – była piękną kobietą, ale tego nigdy w życiu nie mógł jej wyznać. Łatwiej było rzucać w jej stronę uwagi. W momencie, gdy przyznała mu rację, zaprzeczyła temu, co on naprawdę o niej myślał – że jest piękna.
Naprawdę dziwna sprawa. Wiedział, że dziewczyny często miewają kompleksy – mógł godzinami opowiadać o ciągnących się w nieskończoność monologach swoich byłych dziewczyn, które ze szczegółami wymieniały wszystko, co by w sobie zmieniły. Natomiast biorąc pod uwagę nieskalaną i prostą urodę Granger, która nie była ani pospolita, ani przesadnie nadzwyczajna, ciężko było myśleć, że ktoś chciałby cokolwiek w niej zmieniać. Będąc wyższa, mając krótsze zęby, mniej napuszone włosy czy większe cycki – nie byłaby już sobą. Nie byłaby już Hermioną Granger – piękną panną Zarozumialską, której wkurzanie było dla niego ogromną przyjemnością.
Draco, do cholery, rozmyślasz nad Granger już od czterech minut. Ogarnij się. Możesz spróbować być bardziej uprzejmy, ale przestań tak dużo myśleć o jej wyglądzie…
-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-
Nieco później, podczas eliksirów, Hermiona miała problem się skoncentrować. Było to dziwne i dla jej znajomych, i dla niej samej, ale przecież i tak znała już lekcje u Slughorna. Błądziła we własnym umyśle, opierając policzek na dłoni. Znów wyobrażała sobie nóż wbijający się w brzuch albo gardło, albo w pierś jej brata. Wystarczył jeden gwałtowny ruch, aby odebrać mu życie. Co, gdyby i ona zrobiła to samo? Co, gdyby znalazła sobie nóż i zrobiła to samo, odgrywając jego śmierć i dołączając do niego w hołdzie? Sama myśl nie była z jej strony ani wymuszona, ani histeryczna. Kiedy chodziła korytarzami i rozglądała się po zamku, nie czuła tego, co czuła przez ostatnie sześć lat – nie czuła się jak w domu. Dom nie był miejscem – dom był uczuciem. Dom był tam, gdzie była druga osoba i ktoś – morderca – odebrał jej to uczucie, zabierając jej brata. Jej starszego brata, jej obrońcę, przyjaciela, żartownisia. Zabranie również siostry byłoby jedynie wyrównaniem sił we wszechświecie.
Hermiona przestała drżeć na myśl o odebraniu sobie życia.
Z kolei Draco, który miał eliksiry razem z Gryfonami, uważnie obserwował Hermionę. Dziś upięła włosy w luźny kok, z którego uciekło kilka pasemek. Co się z nią, kurwa, dzieje? Nie odpowiada na pytania, nie podnosi ręki do odpowiedzi, nawet niczego już nie notuje, zastanawiał się Draco z cieniem zaciekawienia, które coraz żywiej go dręczyło.
Zaczynał podejrzewać, że miało to coś wspólnego z Potterem i łasicą. Zauważył, że zachowywali się względem niej jakoś inaczej. Po spędzeniu w ich obecności sześciu lat, wiedział jak działa Złote Trio, więc siłą rzeczy zauważył, że w tym roku coś było inaczej. Pewnie członkowie Złotego Tria w końcu konkretnie zabalowali po Bitwie, wypili o jedno piwo kremowe za dużo i w końcu wylądowali w jednym łóżku – wszyscy troje, w tym samym czasie. Może to im zniszczyło tę niezdrową, pieprzoną znajomość, bo przecież żeby być z kimś w tak bliskich relacjach, trzeba najpierw trafić z tym kimś do łóżka. Oczywiście nigdy, przenigdy nie miał zamiaru jej spytać, z którym z nich się przespała – o ile nie zrobiła tego z obydwoma naraz – ale im bardziej skupiał się na tej hipotezie, tym bardziej prawdopodobna się stawała. Jak inaczej wytłumaczyć tę radykalną zmianę, którą zaobserwował – ten ciągły, nieusuwalny smutek, tę absurdalną wręcz pustkę, która odebrała jej całą witalność, z której ją znał?
-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-
Po południu Hermiona spędzała czas z Harrym i Ronem w pokoju wspólnym Gryffindoru, podczas gdy Ginny była na lekcjach. Każdy sporządzał wstępny szkic prac domowych, ale Hermiona była jedyną osobą, która próbowała wypełnić swoje puste notatki. Opowiedziała im o swoim poranku z Draconem.
– Powinnaś go po prostu ignorować – poradził jej Harry.
Hermiona poczuła ukłucie irytacji. Podniosła wzrok znad pergaminu i spojrzała na przyjaciela.
– Może mi powiesz, że ty też go kiedyś ignorowałeś, Harry?
Ciemnowłosy Gryfon przełknął i zacisnął usta. Hermiona była... zgryźliwa. Nie chciał jej denerwować. Spojrzał na Rona, a Ron w milczeniu wzruszył i ramionami, i brwiami.
Hermiona westchnęła głośno i włożyła pióro z powrotem do kałamarza.
– Chcę tylko, żebyśmy się dogadywali. Chyba nie proszę o wiele.
Ron zmarszczył brwi.
– Nie sądzisz, że „dogadywanie się”, to trochę przegięcie, jeśli chodzi o Malfoya?
Błyskawice, które strzeliły z bursztynowych oczu Hermiony, przeszyły jej przyjaciela na wylot.
– Nie proszę o zbyt wiele – warknęła. – Nie mogę pozwolić, by traktowano mnie jak śmiecia!
Ron wyciągnął przed siebie dłonie w obronie. Hermiona bywała już rozdrażniona, ale nie tak, jak teraz. Wiedział, że to nic osobistego – przechodziła trudny okres, tylko że nie wiedział już, jak z nią rozmawiać i był pewien, że tak samo było z Harrym.
– Ale Hermiono... – kontynuował ostrożnie – ...to przecież jest Malfoy. Zawsze tak było i to normalne…
Hermiona zerwała się z krzesła i błyskawicznie pozbierała swoje rzeczy. Pozostali Gryfoni zamilkli, gdy głos prefekt naczelnej rozbrzmiał w pokoju wspólnym.
– A co jest w tym normalnego, co?! – wykrzyknęła. – Co jest normalnego w byciu tak traktowanym? Nie ma w tym nic cholernie normalnego!
Wybiegła jak burza, wściekła, że nie została zrozumiana przez przyjaciół. Nikt tak naprawdę nie mógł postawić się na jej miejscu. To życie było głupie. Bezsensowne. Jak długo mogła to jeszcze wytrzymać? Jak długo mogła znosić prosty akt oddychania, skoro samo oddychanie sprawiało jej tyle bólu? Harry, Ron i Ginny może i będą za nią tęsknić, ale przecież mieli siebie nawzajem. Gdy tylko zniknie, wybrakowane Złote Trio powita Ginny w swojej grupie i razem z nią utworzą sobie nowe Trio. Hermiona była usuwalna i zastępowalna. A jeśli naprawdę chciała oszczędzić rodzicom cierpienia, zawsze mogła poprosić kogoś o wymazanie ich wspomnień, żeby zniknęła z ich pamięci i żeby nie musieli przeżywać kolejnej żałoby.
Wróciła do dormitorium. Ku jej zaskoczeniu Draco już tam był. Niech to szlag, pomyślała. Był naprawdę ostatnią osobą, którą chciała zobaczyć.
– Miły dzień, Hermiono? – zapytał z udawanym uśmiechem na twarzy.
Hermiona stanęła jak wryta. Z tym nietypowym wyrazem twarzy wyglądał jak klaun. Czy właśnie usłyszała, jak Draco Malfoy odezwał się do niej po imieniu?
Powoli odwróciła głowę i spojrzała na niego.
– Czemu zawdzięczam tę nagłą uprzejmość?
– Coś do mnie mówiłaś?
Hermiona rozejrzała się, jakby szukała ukrywającego się w pokoju ucznia, z którym Draco się założył, albo jakby wyczekiwała nadejścia jakiegoś kiepskiego dowcipu.
– Hmm… wszystko w porządku, Malfoy? – zapytała powoli.
– U mnie wszystko dobrze. A u ciebie?
– Cóż... Raczej tak.
Była całkowicie oszołomiona. Nareszcie! Być może mogłaby się z nim w tym roku dogadać. Tak naprawdę nie chciała już z nim rozmawiać, ale uznała, że powinna przynajmniej odwzajemnić uprzejmość, widząc, że najwyraźniej starał się zachowywać grzecznie.
Postanowiła zaryzykować i wzdychając, zaczęła:
– Jak minął ci dzień, Draco?
– Całkiem dobrze.
– W porządku. Cóż... to dobrze…?
Jego usta rozciągnęły się w małym uśmiechu zakłopotania. Z taką grzecznością było o wiele spokojniej! Spędził cały ranek wyobrażając sobie, jak by się sprawy potoczyły, gdyby zaczął z nią rozmawiać tak, jakby się nie nienawidzili. Poza tym znał inne sposoby na irytowanie jej poza obelgami. Mógł wypełniać swoje obowiązki jako prefekt naczelny u jej boku bez konieczności obrażania jej przez cały czas, do licha. Nawet jeśli nie była to normalność, którą zawsze znał jeśli chodzi o kontakty z nią, może mogliby uczynić z tego ich nową normalność. Dopóki nikt nie zobaczy ich kolegujących się poza pokojem. Dobry Boże, wszystko, tylko nie to.
– Cóż… – zaczęła Hermiona, zakłopotana i podejrzliwa wobec tej nowej uprzejmości – ...jestem wykończona jak diabli. Po prostu się położę, jeśli nie masz nic przeciwko.
Opadła na sofę i zamknęła oczy. Była taka… szczęśliwa, może zadowolona, że Draco w końcu zdołał się z nią dogadać, ale była też bardzo podejrzliwa. Spójrzmy prawdzie w oczy, kto zaufałby byłemu śmierciożercy? Czy on coś kombinował? Czy założył się o coś z Blaisem albo z Pansy? Trzeba było jednak przyznać, że był czarujący, kiedy się uśmiechał! Kiedy surowość nie malowała już jego rysów, wydawał się prawie... przyjazny. Nie rozumiała tej nagłej zmiany. Powoli zasypiała, a jej głowa opadła na podłokietnik.
Draco, wciąż siedzący przy stole, odrabiając lekcje, uniósł głowę i zobaczył, że Hermiona zasnęła. Patrzył na nią. Była piękna, kiedy spała. Jej rysy były spokojne, prawie anielskie, a jej ochronne tarcze opuszczone. W końcu mógł zobaczyć z daleka jej policzki – zapadnięte jak zawsze – oraz cienie pod oczami, które nie zniknęły z jej twarzy. Czy zachorowała tego lata? Gdyby zachorowała, prawdopodobnie nie wróciłaby w tym roku do Hogwartu, prawda?
Wybuchł w nim wewnętrzny dialog, gdy uczucia i domysły zaczęły ze sobą spór.
Co się dzieje z tą dziewczyną?
Przecież to szlama! Gdzie twoja godność?
Co jej się, do cholery, stało? Po prostu chcę wiedzieć.
O co chodzi? Masz motyle w brzuchu? Trzęsą ci się kolana? Będziesz ciągnąć ją za kitkę, żeby zwrócić jej uwagę?
Po prostu... chcę jej pomóc. Chcę tylko wiedzieć, co się dzieje. Wygląda na tak cholernie nieszczęśliwą. Na tak chorą.
Draco patrzył jeszcze przez kilka chwil, jak ta śpi, zanim zamknął się w swoim pokoju, a jego umysł buzował z niepewności. W ścianach jego głowy to samo zdanie odbijało się jak złowrogie echo. „Syn wykorzystany i zwiedziony.” Nawet nie przyszło mu do głowy, że mógł dać jej koc.
-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-
Hermiona obudziła się pewnego ranka z czystym przekonaniem, że dzisiaj był jej ostatnim dniem. Nie wiedziała dokładnie, jak to zrobi, ale myśl o śmierci jej nie przerażała – jeśli już, to ją pocieszała. Na szczęście miała pokój tylko dla siebie. Nie mogła ryzykować, że Malfoy ją przyłapie; zamierzała się upewnić, że nikt jej nie znajdzie, do momentu aż zrobi to, co zamierzała.
Wstała z łóżka, czując się dziwnie spokojna. Miała już tylko jeden dzień, któremu musiała sprostać. Tylko jeden dzień, przez który musiała przebrnąć, zanim mogła wreszcie odpocząć. Z odrobiną wysiłku byłaby w stanie wykorzystać ten dzień najlepiej jak się dało. Mogłaby nawet po raz ostatni miło spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. Wzięła prysznic i napiła się kawy, nawet nie wpadając na Malfoya. Świetnie.
Kiedy przybyła na swoje pierwsze zajęcia, poszła prosto do Harry'ego i Rona. Chłopaki unieśli brwi.
– Wyglądasz... na wesołą – zauważył Ron.
Hermiona uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– To jeden z tych dni.
Jednakże Harry obserwował ją uważnie. Nikt nie zmieniał nastroju tak szybko, z dnia na dzień. Przynajmniej nie Hermiona. Gdy cierpiała, czuła swój ból bez przerwy, aż do momentu, gdy nie było już nic więcej do odczuwania, a potem żyła dalej. Obiecał sobie, że zamieni z nią słowo, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Być może jutro podczas przerwy znajdzie na to odpowiednią chwilę.
Hermiona uważnie słuchała na zajęciach i skrupulatnie notowała, starając się odpowiadać na pytania. Jej nauczyciele byli zachwyceni, widząc że „powróciła”. Posiłki jadła z apetytem i brała udział w rozmowach, dzieląc się swoimi jak zwykle inteligentnymi myślami i komentarzami.
Jeszcze jeden wieczór, myślała. Jeszcze tylko jeden wieczór.
Nie opuszczała Harry'ego, Rona i Ginny przez cały dzień i upewniła się, że dotyka ich tak często, jak to możliwe. Dotykała ich ramion, obejmowała ich ramieniem, opierała głowę na ich ramieniu, delikatne popychała, łapała ich za ręce na kilka sekund.
Będą mieli siebie, gdy odejdę, powtarzała, by sama siebie przekonać. Wszystko się ułoży. Nic im nie będzie.
Hermiona zgodziła się nawet zagrać w szachy z Ronem i pozwoliła sobie na głośny śmiech w sposób, w jaki nie robiła tego od miesięcy. Zapomniała, jak bardzo mimika Rona potrafiła ją rozśmieszać. Resztę wieczoru spędziła siedząc obok Ginny, ćwicząc robienie warkoczy i innych „mugolskich” fryzur, śmiejąc się z komentarzy rudowłosej.
To był dobry dzień. Wspaniały ostatni dzień.
Kiedy opuściła pokój wspólny Gryfonów, by wrócić do swojego, wiedziała, że to ostatni raz, kiedy ich zobaczy. Przez cały dzień czuła się dobrze, ale teraz jej żołądek ściskał się boleśnie. Musiała użyć całych swoich sił, aby nie pęknąć i wszystkiego nie wyznać. Wiedziała, że jak tylko o tym wspomni, spróbują ją przekonać, żeby tego nie robiła, a ona ich posłucha. A nie chciała ich słuchać. Nie tym razem.
Odpychając emocje, dała każdemu z przyjaciół ciepły, delikatny uścisk, trzymając ich trochę dłużej, niż zamierzała. Harry przyjaźnie potarł jej ramię, a kiedy odsunęła się od niego, jego szmaragdowe oczy spotkały się z jej własnymi. Coś było nie tak. Koniecznie musiał z nią jutro porozmawiać. Natychmiast uniknęła jego spojrzenia. Harry znał ją zbyt dobrze. Nie mogła pozwolić, aby ją zdemaskowano.
Wyszła z pokoju wspólnego, delikatnie zamykając portret. Powoli szła w kierunku swojego dormitorium, poświęcając całą uwagę wnętrzu zamku. Wiedziała, co i kiedy zrobi: pójdzie do łóżka, żeby Malfoy niczego nie podejrzewał i poczeka, aż ten zaśnie, zanim sama znów wyjdzie z pokoju.
Kiedy weszła do dormitorium przez portret, Draco już tam był, odrabiając przy stole pracę domową.
– Widzę, że masz dużo wolnego czasu – powiedział, nie podnosząc wzroku znad pergaminu.
Tylko kilka godzin, pomyślała Hermiona, żeby dodać sobie odwagi.
– Musiałam spędzić trochę czasu z przyjaciółmi – odrzekła, idąc w kierunku salonu.
Usiadła w fotelu i otworzyła książkę. Zastanawiała się kogo McGonagall wybierze, by zastąpić ją na stanowisku prefekt naczelnej. Po chwili, kiedy stwierdziła, że czas już iść spać, wstała i skierowała się do swojego pokoju.
Jaka była ostatnia rzecz, którą chciała powiedzieć Malfoyowi?
Odchrząknęła.
– Malfoy?
Podniósł wzrok znad pergaminu, ale kontynuował pisanie. Nie lubił, gdy mu przeszkadzano. Pozwoliła sobie patrzeć na niego przez kilka sekund, obserwując całą koncentrację i troskę, jaką przykładał do swojego zadania domowego i próbowała ukryć słaby uśmiech.
– Dziękuję, że zabrałeś mnie do szpitala podczas naszego pierwszego dnia – powiedziała. – Dobranoc.
Nie czekała na jego odpowiedź i pobiegła do pokoju. Nie, nie kładła się spać. Będzie siedzieć, dopóki nie usłyszy, jak sam kładzie się do łóżka, i dopóki nie upewni się, że zasnął. Usiadła na łóżku i dalej czytała książkę, której zakończenie już znała – tak jak znała swoje.
Powoli jej ciało ześlizgiwało się nieco po poduszkach, a po niespełna pół godzinie zasnęła.
-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-
Pogwizdując, Samuel szedł ulicą, wracając z Ministerstwa Magii. Nawet miał ze sobą prezent dla swojej siostry Hermiony.
Zapadła ciemność, a w końcu nastała noc. Samuel przeszedł przez zaułek, ale poczuł coś za plecami. Mimowolnie pociągnął nosem, węsząc, po czym splunął na ziemię. Odwrócił się i zobaczył sylwetkę mężczyzny w płaszczu. Wzruszył ramionami, po czym ruszył w swoją stronę, był jednak zmartwiony. Głośny trzask odbił się echem o ściany zaułków. Zaskoczony, otarł pot z czoła
– Kto tutaj jest?! – wykrzyknął. – Pokaż się!
Wyciągnął różdżkę i się odwrócił. Nic. Odwracając się z powrotem, stanął twarzą w twarz z zakapturzonym mężczyzną, a ten uderzył go pięścią w twarz. Samuel upadł do tyłu z zakrwawionymi wargami i nosem. W blasku światła zobaczył srebrzysty błysk noża. Ostrze wbiło się w jego trzewia, rozrywając brzuch. Mężczyzna – zabójca – poderżnął mu gardło i ukradł wszystkie jego rzeczy. Odszedł, zostawiając Samuela na ulicy, skąpanego w ciemnej kałuży krwi.
Hermiona szła przez miasto, kiedy zobaczyła mężczyznę w czerni biegnącego ulicą, ale co on tam robił? Skręciła w prawo – w alejkę, której używali jako skrótu. Na ziemi zobaczyła ciało leżące na boku, całe we krwi.
– O mój Boże – sapnęła.
Podbiegła. Wydawało jej się, że rozpoznaje znajome włosy i rysy pomimo ran na jego twarzy. Odwróciła ciało na plecy, krzycząc, gdy rozpoznała swojego brata. Jego klatka piersiowa była rozdarta, a gardło rozcięte. Jego oczy były otwarte, wciąż mając w sobie błysk zaskoczenia...
– NIEEEE! – wrzasnęła Hermiona, raptownie się budząc. – NIE, SAMUEL, NIE!
W panice wstała z łóżka, zrzucając z siebie książkę i wybiegła z pokoju. Zaczęła walić pięściami w ściany, krzycząc, łkając imię brata. W salonie było ciemno, a w kominku wciąż żarzyło się kilka węgli. Wydawało jej się, że ciemność zbrukana krwią, jeśli coś takiego w ogóle istniało, otoczyła ją i zadawała cięcia ze wszystkich stron. Była przerażona, obrzydzona i kompletnie psychicznie zrujnowana.
Draco obudził się gwałtownie, gdy usłyszał krzyczącą Granger. Cholera! Szybko wstał, wybiegł z pokoju i znalazł ją w salonie, walącą pięściami w ściany. Płakała i krzyczała ciągle to samo imię. Samuel. Czy to nie był jej szlamowaty kuzyn, czy coś takiego? Czy nadal spała w samym środku koszmaru? Panie, musiał ją wyrwać z tego kryzysu, bo sobie jeszcze coś zrobi! Już nie mówiąc o tym, że rozpierdalała im pokój!
Podbiegł do niej, obrócił i wziął w ramiona. Walczyła przez chwilę, wciąż płacząc, ale uspokajała się. Draco przytulił ją mocniej, krzywiąc się. To nie było dla niego przyjemne.
– To był tylko sen – mruczał. — To tylko pieprzony sen, Grang… Hermiono.
Draco, co do kurwy! PUŚĆ. JĄ. PUŚĆ. GRANGER. Co z tobą nie tak, do cholery?
– PUSZCZAJ MNIE! – wrzasnęła. – Puszczaj, puszczaj, puszczaj!
Będąc silniejszym niż ona, zignorował ją i zaciągając na sofę, zmusił ją, by usiadła. Powstrzymał się od tego, by usiąść obok niej i zamiast tego usiadł w fotelu naprzeciwko. Co miał robić, mając przed sobą płaczącą kobietę? Ostatni raz widział kogoś płaczącego z takiego bólu, gdy Granger była torturowana przez jego ciotkę. Milczał przez kilka minut i niezręcznie rzucił jej koc, marnie próbując ją pocieszyć, czy może bardziej... uciszyć. Czuł się wręcz komicznie. Wziął ją w ramiona i uczynił z tego gest, który ona będzie od teraz kurwa analizować i pójdzie o tym opowiedzieć każdemu, kto posłucha. A najgorsze było to, że nie przytulił żadnej księżniczki Slytherinu, która uważała go za boga. Nie, on przytulił Granger – szlamę.
Przestań nazywać ją tym słowem... I nie, nie przytuliłem jej, do kurwy, tylko unieruchomiłem.
Jeśli o Hermionę chodzi, to ryczała jak głupia i nie przejmowała się, że robi to przy nim.. Nie miała już siły. Nie chciała zawracać sobie głowy walką i uciekaniem przed Ślizgonem. Była nieszczęśliwa. Tak bardzo tęskniła za bratem, że robiło jej się niedobrze. To był pierwszy raz, kiedy miała koszmar o jego śmierci. Za każdym razem, gdy jakieś wspomnienie sprawiało, że sobie o nim przypominała, przepełniała ją nostalgia i smutek. Tak bardzo go kochała. Był takim dobrym człowiekiem. Dlaczego ktokolwiek miałby umierać w wieku dwudziestu dwóch lat? Był taki młody, zbyt cholernie młody!
Hermiona zaczęła brać głębokie oddechy, by się uspokoić.
– Co się stało, Granger? – zapytał nieco szorstko.
Nie odpowiedziała mu, a on westchnął z irytacją.
– Dlaczego chciałaś rozerwać na strzępy całe dormitorium?
Brak odpowiedzi. Chciał zerwać się na równe nogi i wyjść z pokoju, ale przyszła mu do głowy myśl i przeklął siebie za to, co zamierzał zrobić.
– Kurwa, Granger – burknął. – Nie mogę tego zrobić na trzeźwo. I myślę, że ty też musisz się napić.
Wstał i skierował się do swojego pokoju, wziął ze sobą butelkę Ognistej Whisky i zabrał dwie szklanki z kuchni. Wrócił, usiadł naprzeciwko niej w świetle płomieni i postawił alkohol na stole, niczego jej nie nalewając. Nalał sobie alkoholu i pociągnął łyk.
Hermiona, wciąż się trzęsąc, nie zastanawiała się dwa razy i sięgnęła po butelkę, by nalać sobie szklankę, trochę pełniejszą niż ta Dracona. Wypiła jednym haustem, a Draco zmarszczył brwi.
– O cholera, Granger – rzekł.
Nie powiedział nic więcej, gdy nalewała sobie drugiego drinka. Kontury jej koszmaru zaczęły się nieco rozpraszać do postaci nieznośnej mgły. Postanowił zrobić to, co ona i zaserwował sobie dolewkę.
– Nie dzielę się gorzałą nawet z Zabinim – ostrzegł. – Więc trzymaj buzię na kłódkę.
– Nie martw się, zabiorę twój sekret do grobu – odparła, a zdanie wyleciało z jej ust łatwo i ze śmiałością.
Kto kiedyś powiedział, że alkohol rozwiązuje ludziom języki, miał rację. Lwica miała ciężkie serce, a dziura w jej klatce piersiowej wciąż nie była załatana, czekając na odpowiedni moment, by Hermiona mogła wyjść z dormitorium i dokonać tego, o czym nadal myślała. Proste pojęcie szczęścia nie miało już w jej oczach tego samego znaczenia. To był mit, fałszywa maska, ułuda. Nikt nigdy nie był naprawdę i całkowicie szczęśliwy.
Wzięła spory łyk alkoholu i prawie zakaszlała, ale przełknęła. Już prawie skończyła drugiego drinka, podczas gdy Draco tylko popijał swojego.
– Nie dasz przemowy o łamaniu zasad? – zadrwił, mając nadzieję, że skłoni ją tym do mówienia.
– Mam większe zmartwienia.
Draco westchnął i dopił drugiego drinka. No dobra, pomyślał. Dajesz.
– Granger, bo ja muszę zapytać.
Spojrzała na niego, jej oczy wciąż były wilgotne.
– Czy ty z Potterem... albo z Weasleyem... albo z nimi obydwoma... – zaczął.
Zdezorientowana zmarszczyła brwi.
– Czy my co?
Draco wiercił się na swoim miejscu, czując się dość nieswojo.
– No wiesz...
– Nie, nie wiem.
Czarodziej o blond włosach przewrócił oczami.
– Po spędzeniu takich ilości czasu z dwoma chłopakami, domyślam się, że poszliście za sobą do…
Pozwolił, by jego zdanie jeszcze raz się urwało. Hermiona westchnęła głośno.
– Do czego, Malfoy? O co ci chodzi?
– Sypialnia, Granger – wydusił w końcu.
Oczy brunetki rozszerzyły się w szoku.
– O Boże, oczywiście, że nie! To nie tak! Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo!
Samo wyobrażenie siebie z Harrym i Ronem sprawiło, że sięgnęła po butelkę trzeci raz. Bursztynowy alkohol wlał się do jej szklanki, a ona wzięła łyk.
– To wcale nie jest takie niemożliwe – burknął Draco. – Każdemu się zdarza.
– Nie nam.
Draco postanowił zrobić to samo kolejny raz i nalał sobie trzecią szklankę. Po pierwszym łyku osunął się trochę bardziej na siedzeniu, oparł szklankę na kolanie i wzruszył ramionami.
– Myślałem, że przynajmniej z jednym z nich skończysz – przyznał bezwstydnie.
Hermiona wypiła trzecią szklankę za jednym zamachem. Paliło ją w gardle, ale pozwalała, by alkohol rozgrzał jej klatkę piersiową i przyćmił myśli.
– Cóż, moja historia jeszcze się nie skończyła, prawda? Wszyscy myśleli, że Ron i ja „skończymy razem”, ale… Zdałam sobie sprawę, że on jest po prostu… zbyt… miły.
Draco natychmiast zripostował:
– Łasica nie jest zbyt miły, tylko zbyt rudy!
– Zamknij się, ty jesteś zbyt blond!
Podniósł kieliszek, jakby wznosił za nią toast.
– Nie jestem zbyt blond, Granger. Jestem idealny i dobrze o tym wiesz.
Nawet się uśmiechnął pod nosem. Hermiona poczuła, że lekko się zarumieniła, ale obwiniała alkohol za taką reakcję.
– Pijesz jak szewc, czy jak to się tam mówi… jak ryba. Wiesz o tym? – zauważył po chwili.
– Powiedz mi, dlaczego powinno mnie to obchodzić – syknęła ostro. – Poza tym, ryby nie piją. Absorbują wodę poprzez śmieszne zjawisko zwane „osmozą”.
Draco się roześmiał. Ona... po prostu go bawiła.
– Touché.
– Zresztą, to o czym teraz mówimy jutro i tak nie będzie miało znaczenia.
Jej spojrzenie powędrowało w stronę płomieni. Ślizgon nadal badał ją wzrokiem.
– Granger, jestem całkiem zdolnym oklumenem, więc mój umysł nie może zapomnieć niczego, obojętnie jak bardzo jestem pijany. To taki mechanizm obronny.
Nie wiedział, dlaczego właśnie jej to powiedział, ale zepchnął to pytanie w głąb swojej głowy. Hermiona zmarszczyła brwi, obracając pustą szklankę między palcami.
– Nie sądzisz, że coś takiego to przekleństwo? Pamiętanie wszystkiego? Celem picia jest to, żeby zapomnieć, więc po co pić, jeśli zapomnieć nie możesz?
– Piję, bo alkohol jest cholernie dobry, ot co. To zupełnie inny powód, niż twój. Chcesz o czymś zapomnieć, Granger?
Palce brunetki zacisnęły się wokół szklanki. Zwilżyła usta i zastanawiała się, czy powinna nalać sobie czwartego drinka. Wzruszając ramionami, postanowiła trzymać go jak najdalej od wszelkich wskazówek, które próbował z niej wyciągnąć.
– Lepiej być zapomnianym, niż zapomnieć – powiedziała.
Draco uznał tę odpowiedź za dziwną, ale domyślił się, że prawdopodobnie chodziło jej o jakieś ideologie lub coś o niezwracaniu na siebie uwagi, czy inną cholernie Gryfońską wartość tego rodzaju. Kiedy otworzył usta, jego język sam zdecydował, jakie słowa przepłyną mu przez wargi i Draco nie mógł tych słów powstrzymać.
– Nie wiem, czy to dla ciebie dziwne, to wszystko... – wskazał na nich dwoje, alkohol i drinki – ...ale dla mnie tak – rzekł, po czym na dłuższy moment zamilkł. – Myślisz, że to lubię? Że lubię cię obrażać i ciągle pieprzyć o tobie głupoty?
– Malfoy…
– Właściwie to tak, lubię to. Lubiłem to przez długi czas. Nawet teraz lubię to robić od czasu do czasu, ale… zaczynam być tym cholernie zmęczony. Z tobą, to trwa już od dłuższego czasu i lubię cię denerwować.
– Zauważyłam! – Hermiona zadrwiła gorzko, przewracając oczami.
– To głupie, ale chcę przestać to robić tak samo bardzo, jak chcę to nadal robić. Kurwa, wcale nie jestem dobrą osobą, Granger, i ostatecznie znów będę tym złym. Mam nadzieję, zdajesz sobie z tego sprawę. Ale mam zamiar spróbować być... lepszy.
Jestem na to zbyt trzeźwa, pomyślała Hermiona, decydując się nalać sobie czwartego drinka. Upiła pierwszy łyk, zanim znów zaczęła mówić.
– Zabawne, że zdanie sobie z tego sprawy zajęło ci siedem lat i trzy drinki – powiedziała.
Draco hałaśliwie odstawił szklankę na stolik do kawy i oparł łokcie na kolanach, w skupieniu pochylając się w kierunku Gryfonki. Uczucie spokoju dodało mu pewności siebie, więcej pewności siebie niż zwykle. Czuł, że może powiedzieć, co tylko chciał.
– Z niczego sobie nie zdawałem sprawy, Granger – sarknął. – Jestem złą osobą i nigdy tak naprawdę się nie zmienię. Mówię tylko, że chciałbym spróbować.
– Spróbować czego, tak właściwie? – spławiła go, pozwalając, by alkoholowe odprężenie przejęło kontrolę nad jej słowami. – Zapomnieć jak mnie torturowano na twojej podłodze?
Między dwoma prefektami zapadła cisza i przez chwilę słychać było tylko trzask płomieni. Ślina Dracona nagle zamieniła się w kwas, więc wziął głęboki oddech, aby się opanować. Właśnie przypomniała mu, jak leżała na podłodze i krzyczała w akompaniamencie lubieżnych wrzasków jego ciotki.
– Między innymi – odpowiedział chłodno przez zęby.
Parsknęła sarkastycznie.
– Możesz być wybitnym oklumenem, ale pewnych rzeczy nie da się wyprzeć z pamięci.
Draco pozwolił, by irytacja zabarwiła jego ton.
– Mniejsza o to, Granger! Nie o tym mówiłem... Po prostu widzę, że nasze małe pojedynki nie przynoszą ci tego, co kiedyś przynosiły mnie. Zmieniłaś się i nie wiem, dlaczego, ale myślę, że byłoby chorym robienie tego, co robiłem. Kurwa, Granger, próbuję tylko powiedzieć, że mnie też to wkurza! Wkurza mnie to, że tak bardzo się uwielbiam i uważam za lepszego. Ciężko od tego odejść, kiedy nawet Czarny Pan bił mi brawo. Ministerstwo oczyściło mnie z zarzutów, ale...
Zamilkł, a Hermiona wzięła drugi łyk, masując czoło opuszkami palców. Ciemność rzucała cienie na połowę twarzy jej partnera. Widziała jego oczy błyszczące w świetle płomieni.
– Dlaczego nie przyszłaś na mój proces? – szepnął, mimo że nie powinien o tym wspominać. – Dlaczego Potter i Weasley przyszli, a ty nie?
Nie o to chciał zapytać, ale słowa po raz kolejny wbrew jego woli przeszły mu przez usta.
Hermiona potrząsnęła głową i lekko zbladła.
– Bez powodu.
– Kłamiesz.
Ton Ślizgona był teraz ostrzejszy i zimniejszy. Chciał tylko poznać prawdę. Nie prosił o zbyt wiele...
– Po prostu odpowiedz, Granger.
Hermiona poczuła, jak zaczynało kręcić się jej w głowie, ale zignorowała to wrażenie. Wzruszyła ramionami.
– Mówię poważnie, Draco. Nie ma konkretnego powodu. Tamtego dnia byłam chora.
– A więc, który to był powód?
– Co?
– To byłaś chora czy jednak nie było konkretnego powodu?
Hermiona zarumieniła się i zacisnęła zęby.
– Byłam chora – rzekła przez zaciśnięte szczęki.
Wypiła kolejny łyk swojego czwartego drinka. Draco poczuł, że jego ciekawość została nieco zaspokojona, ale nadal chciał dowiedzieć się więcej. Miał wrażenie, że w tej historii chodziło o coś jeszcze. A więc zachorowała? Może to był jedyny powód, dla którego wyglądała jak trup. Prawie jej to powiedział, ale miał wystarczająco rozumu, by ugryźć się w język.
Hermiona zamilkła i nic nie mówiąc, popijała drinka. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z nią tak szczerze. Jakimś cudem w niego wierzyła. Wiedziała, że mógłby się zmienić, gdyby naprawdę chciał. Jednak nie będzie jej w pobliżu, żeby być tego świadkiem. Draco popełnił wiele błędów, ale to jak jego ojciec i społeczność śmierciożerców na niego wpływała, od samego początku nie dawało mu szansy na podążanie właściwą drogą. Do diabła, prawie zabił Dumbledore'a... Wiedziała o tym, że Voldemort miał swojego rodzaju mroczną siłę przyciągania, i że Draco był w tym wszystkim kukiełką, która miała zwykłego pecha. Nawet, gdy Czarny Pan został już pokonany, sposób myślenia i nawyki pozostały. Tak trudno było zapomnieć o wszystkim, co zrobił jej Draco i po prostu mu wybaczyć, bez chociażby wymierzenia mu kary! Nie mówiąc już o niej, ale jak mogła wybaczyć to, co zrobił całej szkole? Wpuszczając śmierciożerców przez szafkę zniknięć do Pokoju Życzeń, naraził wszystkich na niebezpieczeństwo.
Im więcej o tym myślała, tym bardziej nie była pewna, czy mu ufa. A tu proszę, siedzieli ze sobą w środku nocy, pijąc i zwierzając się sobie nawzajem.
Z resztą, jakie to ma znaczenie, czy on się zmieni, czy nie?, pomyślała.
– Możesz się zmienić, Malfoy, musisz po prostu wystarczająco mocno tego chcieć – wyszeptała.
Cisza wypełniła pokój. Zdezorientowany Draco zająkał się nim udało mu się coś powiedzieć.
– Padam z nóg, Granger…
Hermiona spojrzała w jego szare oczy. Tym razem dostrzegła szczerość, nie złośliwość. Wiedziała, że alkohol zmuszał go do mówienia – w rzeczywistości Ognista Whisky była jedynym powodem, dla którego byli w tym samym pomieszczeniu o tej porze, ale teraz przynajmniej nie myślała już o swoim koszmarze. Domyślała się, że to „padanie z nóg”, o którym mówił, nie było kwestią snu czy jego braku snu, a kwestią jego życia – tego, jak się czuł w związku ze swoim życiem.
– Czy marzysz czasami, aby iść spać i się już nie obudzić? – zapytała cicho, niewinnie.
Przez kilka sekund Draco zastanawiał się nad tym pytaniem – które pojawiło się znikąd – i wzruszył ramionami.
– Tak, chyba tak – przyznał. – Czasami.
Lwica skinęła głową, chłonąc jego szczerą odpowiedź. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogliby na co dzień zachowywać się względem siebie przyjaźnie, uśmiechając się i zapominając o wszystkich sprzeczkach, tak jak teraz. Wbrew temu, co mówią poradniki, bywa, że rany nie znikają z czasem. Kurwa, oczywiście, że nie, a siedem lat nienawiści nie mogło nagle wyparować tylko dlatego, że mężczyzna siedzący przed nią miał kryzys egzystencjalny. Może w końcu nadeszła jej kolej, by być trochę samolubną i wykorzystać Malfoya jako worek treningowy. Miała w sobie tyle złości i cholernie łatwo byłoby tę złość wyładować na Ślizgonie. W każdym razie – jutro nie będzie musiała żyć z konsekwencjami tego, co zrobiła lub powiedziała dzisiejszej nocy. Fakt ten pomógł ją uspokoić i kojąco znieczulić. O świcie wszystko się skończy.
– Malfoy, jesteś…
– Złą osobą, tak, wiem o tym i…
– Pozwól mi skończyć, do cholery. Powiedziałeś mi o wielu osobistych sprawach... i nie wiem właściwie, dlaczego. Może przez to, że jesteśmy w ciemnym pokoju. Z pewnością alkohol odegrał tu rolę. Nie wiem, czy szukasz mojej aprobaty, ale ja naprawdę nie potrafię stwierdzić, które z tych kłamstw jest gorsze.
Draco, oszołomiony, wewnętrznie się trzasnął, by powstrzymać sarkazm.
– Dlaczego miałbym cię teraz okłamywać?
Hermiona nie mogła powstrzymać swojego komentarza.
– Bo tak robią węże.
Musiał przyznać, że miała rację, ale usłyszenie tego od niej uraziło go. Prawie dobrze się bawił z tą szlamą, ale ona wciąż go lekceważyła. Jak miał jej powiedzieć, że tak naprawdę nie była taka zła? Jak miał jej powiedzieć, że nie potrzebował jej aprobaty? Czy to w ogóle była prawda? Czy szukał aprobaty Hermiony, czy może własnej?
Szlama. Szlama... jego mózg ciągle powtarzał, jakby to był jego wewnętrzny alarm. To szlama.
Już sam siebie nie rozumiał. Chociaż nigdy nie lubił Hermiony, zdawał się zmuszony sprawić, by poczuła się lepiej i zgadywać, co się dzieje w jej pogmatwanym umyśle. Mimo, że była szlamą, Granger wciąż była młodą, charakterną kobietą pełną tajemnic, ale coś się nad nią unosiło i nie mógł zrozumieć co to, kurwa, było.
– Granger, powinnaś iść spać… – powiedział od niechcenia, decydując się porzucić temat.
Wypili już dość, a on już mógł sobie wyobrazić kaca, którego będzie miała, kiedy się obudzi. Wstał, ale Hermiona złapała jego nadgarstek, by go zatrzymać.
– Zaczekaj – powiedziała trochę ochrypłym głosem.
To jest to, pomyślała. Ona też wstała i puściła go, zanim sam zdążył się odsunąć. Właśnie teraz, w tej właśnie chwili, wypowie do niego swoje ostatnie słowa. Każdy pamięta ostatnie słowa osoby, która odeszła, a ponieważ Draco Malfoy nie był czarodziejem zapominającym, zapamięta to, co zamierzała mu powiedzieć.
Spojrzał na nią, czekając cierpliwie. Hermiona przełknęła swoją dziwnie ciepłą ślinę.
– Uważaj na siebie – szepnęła.
Ślizgon stał kompletnie obojętny.
– Uh, dobrze. Dobranoc, Granger.
Nie odpowiedziała i pozwoliła mu zniknąć za drzwiami sypialni. Brunetka usiadła z powrotem na sofie, wpatrując się w prawie pustą butelkę. Dziwnym trafem powiedzieli sobie wiele rzeczy i Hermiona zastanawiała się, jak wyglądałyby ich rozmowy w ciągu następnych kilku dni, zakładając, że nadal by żyła.
Ukryła twarz w dłoniach, teraz sama siedząc w salonie. Chciała zamknąć oczy, zapomnieć o całym swoim życiu, wymazać z pamięci własną twarz i już nigdy więcej nie otwierać oczu. Nie obchodziło jej, że piła z Draconem Malfoyem, a nawet to, że przytulił ją, by zapobiec zdemolowaniu wszystkiego naokoło, albo że się jej zwierzył i tak dalej.
Jej usta zadrżały w słabym uśmiechu, gdy zdała sobie sprawę, że to była idealna ostatnia rozmowa z jej partnerem.
Nie będzie za nią tęsknił, ale przynajmniej dała mu do myślenia.
Liczyła w głowie minuty, a kiedy straciła rachubę, wstała i powoli podeszła do drzwi Ślizgona. Słyszała jego lekkie chrapanie. Wspaniale. Po cichu włożyła buty, zostawiła różdżkę i wyszła z dormitorium. W korytarzu zaczęła biec, zwabiona zapachem śmierci, która wyciągała do niej matczyne ramiona.
_________________
"Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi. Każdy oddech dusi.
Nie ma niczego, czego można by się przytrzymać, niczego, w co można by się wbić pazurami.
Nie ma wyjścia, trzeba odpuścić."
– Lauren Oliver
_________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz