IN VERY COLD BLOOD – Rozdział 9: Poniżona

 

Poniżona. Pewnego dnia będziesz musiał nauczyć się być dla niej miły.

 

Zajęło to dużo pracy i kilka filiżanek kawy, ale udało się im zaplanować bal. W swoim wolnym czasie umówili się na spotkanie w bibliotece, aby kontynuować planowanie. Żadne z nich nie było zbyt zadowolone ze spędzania razem tak dużej ilości czasu i często działali sobie na nerwy.

W końcu – Merlinowi dzięki – skończyli pracę w dwa dni, tak jak Hermiona przewidywała. Tej nocy, a właściwie już następnego dnia po północy, dopracowywali ostatnie szczegóły/detale. Jutro będą mogli przedstawić swój projekt McGonagall.

– Dobra, czy już wreszcie to, kurwa, skończyliśmy? – zapytał Draco.

– Myślę, że tak. Sprawdzę tylko, czy o czymś nie zapomnieliśmy.

Sprawdzała kolejno każdy z punktów kontraktu, aby upewnić się, że niczego nie przeoczyli. Draco oparł się tyłem głowy o sofę, zakładając ramię na oczy. Wyglądał na zmęczonego.

– Temat balu? – przeczytała Hermiona, nie odrywając oczu od listy.

– Kochajcie się, a nie wojujcie – mruknął Draco.

Lwica szturchnęła go łokciem i westchnęła. Było późno, a oni pracowali jak szaleni. Nie była w nastroju do śmiechu.

– Nie wygłupiaj się.

– Strach elegancko odziany.

– Kolory?

– Baniek mydlanych, różu i maliny.

– Draco!

– Szary, czarny i fioletowy.

– Muzyka?

– Twój cholerny głos.

Hermiona zerwała się na równe nogi, całkowicie wkurzona. Ślizgon roześmiał się, zadowolony z własnych żartów. Och, jak on kochał ją denerwować, naprawdę! Rzuciła mu w twarz swoją listę.

– Nie złość się, Granger! – Uśmiechnął się szeroko. – Już skończyliśmy!

– Chciałam tylko sprawdzić ten ostatni raz! Jestem zmęczona i pracujemy nad tym już od dwóch cholernych dni.

– Niczego nie zapomnieliśmy.

– Skąd taka pewność? Oboje jesteśmy prawdopodobnie zbyt zmęczeni, żeby myśleć trzeźwo. – Spojrzała na zegarek. – Dobry Godryku, jest druga dwadzieścia pięć!

– Weź już wyluzuj. Siadaj.

Draco pochylił się, by wziąć z filiżanki kolejny łyk teraz już letniej kawy. Hermiona, zbyt zmęczona, by się kłócić, bez gadania zrobiła, co kazał. Nie patrząc na listę ani na kontrakt, jej partner spojrzał jej prosto w oczy i powiedział:

– Nasz temat to „Strach elegancko odziany”. Nie chcieliśmy zbyt przerażającego balu Halloweenowego, biorąc pod uwagę oczywistą powojenną traumę, z którą wszyscy się zmagają, więc powstrzymaliśmy się od rzeczy i dekoracji, które kojarzą się nam ze śmiercią. Kolory to czarny, szary i fioletowy. Postanowiliśmy być dyskryminacyjni i uniemożliwić uczestnictwo osobom, które nie są ubrane w te kolory. Muzyką zajmą się Fatalne Jędze, dokładnie jak na Balu Bożonarodzeniowym. Będą tu od dziewiętnastej do dwudziestej trzeciej. Bal zostanie oficjalnie otwarty o dziewiętnastej trzydzieści i zamknięty o północy dla…

– Dobrze, dobrze, rozumiem…

– BAL ZAKOŃCZY SIĘ... – kontynuował Draco, podnosząc głos, by zagłuszyć wtrącenie Hermiony – ...o północy dla osób, które w ogóle zostaną do późna. Wielka Sala będzie ozdobiona czarnymi zasłonami opuszczonymi z sufitu. Zostanie rzucone zaklęcie, które będzie imitować ogromną pełnię księżyca na zaczarowanym suficie, co będzie dostatecznie oświetlać całe pomieszczenie. Parkiet będzie wyglądał jak zamarznięte Jezioro Hogwartu, w którym będziemy mogli zobaczyć swoje odbicia. Sok z dyni będzie serwowany wszystkim, a szampan uczniom ósmego roku. To znaczy nam. Yay! Za niecały tydzień będziemy musieli zacząć rozklejać w zamku plakaty informujące o przyjęciu. Po balu musimy zdjąć zaklęcia. Koniec.

Hermiona nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się pod nosem. Nawet gdy był zmęczony, jego pamięć była imponująca. Skinęła głową i zabrałą listę z rąk partnera.

– Świetnie – rzekła. – Myślę, że w takim razie wszystko jest ustalone.

Wstała i zarzuciła ręce na głowę, żeby się rozprostować. Merlinie, była taka spięta! Po dwóch dniach pochylania się nad stołem ze zgiętą szyją, wspaniale było się rozciągnąć. Ziewnęła głośno.

Draco patrzył, jak czarownica odchylała ręce nad głowę, co podniosło brzeg jej koszuli o kilka centymetrów. Zobaczył jedynie mały skrawek skóry jej brzucha i na chwilę przypomniał sobie jej nagie ramiona, które widział, gdy nastawiał jej ramię. Ogarnęła go dziwna chęć, by ją szturchnąć. Jak ona mogła być tak cholernie zuchwała? Żeby się tak po prostu pokazywać?

– Idę spać – oznajmiła.

Draco również wstał, zabierając filiżankę ze stołu. On też ziewnął.

– W takim razie ja też.

Hermiona skierowała się do swojego pokoju. Zanim przekroczyła próg, spojrzała na swojego partnera, który wyglądał na naprawdę wyczerpanego. Oczy miał podkrążone, rysy twarzy nacechowane/naznaczone zmęczeniem.

– Draco? – odezwała się.

Podniósł wzrok.

– Zrobiliśmy kawał dobrej roboty – uśmiechnęła się słabo. – Jestem zadowolona.

Posłał jej niewielki, dumny uśmiech, po czym wykonał spektakularny ukłon, jakby zwracał się do członka rodziny królewskiej.

– Jeśli Granger jest zadowolona, to kurwa lepiej, żeby cała szkoły też była.

Hermiona uśmiechnęła się szerzej. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie na chwilę. Przez tą jedną małą sekundę, właśnie tam, nie czuła się gorsza. Opadając na łóżko, z głową pełną planów oraz odrzuconych i zaakceptowanych pomysłów dotyczących balu, dała się ogarnąć nicości. Tuż przed tym, jak ogarnął ją sen, zdała sobie sprawę, że przez dwa dni prawie nie myślała o Samuelu, bo była tak bardzo skupiona na robieniu innych rzeczy. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle, ale nie mogła powstrzymać wstydu.

Smutek nie powinien mnie ot tak opuszczać.

 

-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-

 

Następnego ranka Lwica obudziła się wyczerpana i obolała, a poranne słońce wpadało promieniami przez jej okno. Kiedy sprzątała łazienkę, spojrzała na swoją twarz w lustrze. Wyglądała jak duch. Jej cera była raczej blada, a policzki były szorstkie w dotyku. Nie pamiętała, żeby płakała poprzedniej nocy.

Wpatrywała się w siebie jeszcze przez chwilę, próbując się uśmiechnąć, by wyglądać bardziej naturalnie. Jej serce jednak nie było nastawione pozytywnie. Nie chciała być hipokrytką i kłamać na temat swojego stanu, ale nie chciała też, żeby ktokolwiek uświadamiał ją jak źle wyglądała. Zdała sobie sprawę, że jej uśmiechy wyglądały na udawane. Dała sobie spokój, powtarzając w duchu, że z uśmiechem czy bez, jej twarz nadal będzie tak samo ponura.

 

-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-

 

Draco obudził się ze snu pół godziny wcześniej niż nakazywał mu plan dnia, mimo że udało mu się nadrobić tylko kilka godzin snu. Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mu do głowy, nie było intensywne planowanie trwające non-stop przez ostatnie dwa dni, ale raczej słowa jego przyjaciela sprzed kilku tygodni. Nie jesteś w formie. Zarówno on, jak i Blaise to zauważyli, bo dwa razy – co było już o dwa razy za dużo – miał problem z niesieniem Granger na rękach.

Draco nie wiedział dlaczego, ale czuł, że ta sytuacja jeszcze się powtórzy i tym razem będzie musiał być w pełni sił.

Zmęczony, z głową ociężałą od snu, wstał z łóżka i zsunął się na podłogę, natychmiast zaczynając serię szybkich pompek, a żyły w ramionach zaczęły widocznie wić się w stronę jego bicepsów.

 

-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-

 

Hermiona owinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki do swojego pokoju, ale jej ciało zderzyło się z czymś solidnym.

– Granger, patrz jak chodzisz!

Draco skończył swój mały trening zaledwie minutę temu i był cały zlany potem. Kilka jasnych kosmyków włosów opadało mu na oczy i był zaskoczony, że natknął się na Hermionę, ale nie odepchnął jej, jak w pierwszym odruchu chciał. Cofnął się i wyciągnął rękę, żeby ją przepuścić, tłumiąc ochotę, by na nią warknąć.

Czarownica zrobiła krok do przodu, zarumieniona z zakłopotania, przeprosiła i obeszła go w drodze do swojego pokoju. Spodziewała się, że rzuci więcej uwag, ale albo się od tego powstrzymał, albo o tym nie pomyślał. Natomiast Draco patrzył, jak dziewczyna szła. Nie mógł się powstrzymać i przyglądał się kroplom wody na jej ramionach. Powinien był rzucić jeszcze jedną małą uwagą, dla samego faktu, ale nie miał weny. Zamknął się w łazience.

Dwadzieścia minut później oboje znaleźli się w pokoju wspólnym, by pozbierać swoje podręczniki. Ich sińce pod oczami były wyraźnie widoczne.

– Granger – zawołał Ślizgon. – Pamiętasz, że dzisiaj przedstawimy nasz plan.

To nie było pytanie.

– No błagam! – Hermiona westchnęła zirytowana. – Oczywiście, że pamiętam! Ale mogę iść zrobić to sama.

– Oboje jesteśmy prefektami naczelnymi. Może dostaniemy jakieś polecenia.

– Ty i twoja obsesyjna potrzeba bycia w parze... Tak bardzo się o mnie martwisz, że chcesz się za mną włóczyć gdziekolwiek nie pójdę? – droczyła się lekko.

Twarz jej partnera pociemniała. Nie podobała mu się ta nuta zażyłości, którą właśnie zasugerowała dziewczyna. Dziwnym było zdać sobie sprawę, że nawiązywał normalny kontakt werbalny ze szla... mugolakiem. Czy to była ta uprzejmość, na którą liczyła i o której marzyła? Czy już są na tym etapie?

– Hej, Draco! – parsknęła Hermiona. – Żartowałam.

– Tak, tak, wiem – odpowiedział. – Nie przeginaj, Granger, nie martwię się o ciebie. Prędzej w twoich snach. Ale i tak z tobą pójdę. To mój obowiązek.

– Dobra – westchnęła Hermiona, ignorując jego uwagi. – Pójdziemy razem! Po obiedzie, przed zajęciami z eliksirów. Pasuje?

Pokiwał głową. Byli umówieni. Zabrała ich plan balu ze stołu i wyszła z dormitorium. Draco poszedł za nią. Rozstali się bez słów i rozeszli na swoje zajęcia.

 

-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-

 

Podczas obiadu Harry, Ron i Ginny próbowali wyciągnąć od Hermiony szczegóły związane z balem lecz ona była nieugięta. Po obiedzie spotkali się wspólnie, by móc nacieszyć się słońcem przed udaniem się na popołudniowe eliksiry. Wyjątkiem była Ginny, która wybierała się na historię magii. Hermiona z kolei towarzyszyła im, dopóki nie musiała udać się do McGonagall, by zaprezentować jej plan dotyczący balu.

Idąc korytarzami, lubiła słuchać rozmów swoich przyjaciół, nawet jeśli sama nie włączała się do rozmowy. Pomagało jej to skupić się na innych rzeczach.

Nagle jakaś dłoń delikatnie chwyciła ją za nadgarstek, by ją zatrzymać. Trio zatrzymało się, a Hermiona odwróciła.

– Blaise?

– Cześć, Granger.

Harry i Ron spojrzeli na niego, jakby chcieli dać mu do zrozumienia, że nie jest mile widziany, jednak Hermiona posłała im obu niezadowolone spojrzenie.

– Idźcie. Spotkamy się na lekcji – powiedziała.

Wyczuła, że jej przyjaciele darzyli ogromną niechęcią pomysł pozostawienia jej w rękach Ślizgona. W końcu poszli dalej, ale nie bez kilku spojrzeń przez ramię.

Blaise uśmiechnął się do niej uprzejmie.

– Nie chcę cię zatrzymywać – zaczął.

– Nie martw się, przyszłam trochę za wcześnie.

Rozejrzał się, jakby szukał podsłuchiwaczy, po czym położył dłoń na ramieniu Hermiony, przyciskając ją lekko do ściany.

– Słuchaj, nie znalazłem chwili, aby przyjść i porozmawiać z tobą od czasu tego, co się wydarzyło dwa tygodnie temu.

Gryfonka się zarumieniła. Właściwie nie spodziewała się, że ktoś z nią o tym porozmawia. Znała już wszystkie obwiniające ją przemówienia, jakie można jej było na ten temat wygłosić. „To nie jest właściwe wyjście.”, „Są inne sposoby.”, „Zawsze są jakieś rozwiązania danych problemów.”, „Nie musisz zatrzymywać takich rzeczy dla siebie.” Czekała cierpliwie, aż Blaise w końcu przejdzie do rzeczy i ją pouczy…

– Chcę wiedzieć, jak się masz – powiedział na wydechu, patrząc na nią z powagą.

Hermiona wpatrywała się w niego tępo. Zamrugała. Ślizgon zatrzymał ją, żeby sprawdzić, co u niej słychać. Czy świat tak bardzo się zmienił?

– Są dobre dni i złe dni – odpowiedziała w końcu zgodnie z prawdą.

Blaisa skinął głową, jakby rozumiał. Na twarzy miał półuśmiech.

– Jak traktuje cię ten palant Malfoy?

Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu i wzruszyła ramionami. Nagle poczuła się nieco bardziej rozluźniona.

– Są dobre dni i złe dni – powtórzyła.

Ślizgon się roześmiał.

– Jesteś beznajdziejna w kłamaniu, Granger!

– Mam już partnera, który tak na mnie mówi – westchnęła.

– W takim razie potrzebuję dla ciebie przezwiska.

Lekkość i łatwość rozmowy, jaką prowadziła z Blaise'em ucieszyła ją i zaskoczyła. Jednak coś ją dręczyło. Nagle przypomniała sobie, co to było.

– Wydaje mi się, że nie powinieneś wchodzić ze mną w jakiekolwiek relacje.

Niedbale wzruszył ramionami.

– Bo ja jestem Ślizgonem, a ty Gryfonką?

Tak, dokładnie to pomyślała Hermiona. Jej policzki zarumieniły się.

– To żadna nowość. Nie obchodzi mnie, co myślą o mnie inni ludzie, Mia. Robię, co tylko, do cholery, chcę i nie zwracam uwagi na plotki.

– Słucham?

– Plotki i...

– Wiem – przerwała. – Ale jak mnie nazwałeś?

Po raz drugi wzruszył ramionami, ukazując linię prostych, białych zębów.

– Mia brzmi trochę jak koniec twojego imienia. To proste i krótkie słowo.

Natychmiast zeszło z niej napięcie. Uśmiechnęła się. Mia. Pierwszy raz się z tym spotkała. I polubiła to przezwisko.

– Jeśli nie masz nic przeciwko, że zapytam... – zaczęła Hermiona – ...jak ty go znosisz każdego dnia? Mam na myśli Malfoya.

Blaise uniósł brwi.

– To zajmuje trochę czasu, ale tworzy ci się w głowie coś w stylu tarczy anty-Malfoyowej.

– Żartujesz...

– No mówię ci. W końcu nie przejmujesz się jego wulgarnym językiem i przestajesz brać go na poważnie. Nie martw się, wkrótce nadejdzie twoja kolej. Zaczniesz wtedy żyć o wiele spokojniej.

Posłała mu kolejny uśmiech, a wtedy w jej głowie pojawiło się pytanie.

– Co u twojej mamy?

– Wszystko z nią w porządku. Martwi się, ale aurorzy rzucili na dom zaklęcia, na wypadek, gdyby się to powtórzyło.

– Dobrze, cieszę się, że to słyszę.

– Zanim pozwolę ci odejść, chcę tylko powiedzieć jeszcze jedną rzecz.

Hermiona czekała.

– Naprawdę mi przykro z powodu twojego brata – powiedział cicho Blaise. – Przykro mi, że musisz przechodzić przez coś takiego, kiedy wojna wreszcie się skończyła i powrócił pokój. Musisz czuć się, jakby ktoś przyszedł i zniszczył spokój, na który zasłużyłaś, tak samo jak wszyscy inni.

Mała nuta boleści drasnęła serce Hermiony. Co dziwne, być może był to pierwszy raz, kiedy nie miała ochoty odrzucać kogoś, kto poruszył temat jej brata. Zdała sobie sprawę, że ludzie składają kondolencje, ponieważ jest to wyraz empatii i szacunku, coś, co pomaga im zaakceptować prawdę taką, jaka była. Hermiona nie skarciła Blaise'a ani nie była zła, że temat został poruszony. Dziś nie popłynęły łzy.

– Dziękuję, Blaise – odpowiedziała, bardziej szczerze niż kiedykolwiek.

Wymienili uśmiechy i rozeszli się. Hermiona poczuła się tak, jakby właśnie zapłonął między nimi mały płomień przyjaźni.

 

-<:>.<:>.<:>.<:>.<:>.<:>-

 

– Podoba mi się ten pomysł – podsumowała dyrektorka, siedząc przy swoim biurku.

Hermiona i Draco wymienili spojrzenia, po czym starsza kobieta oddała im ich plan.

– Wykonaliście razem dobrą robotę, gratulacje.

– Dziękuję, pani dyrektor – powiedziała Hermiona.

Potem lekko szturchnęła Dracona łokciem w żebra, a ten szybko dodał:

– Tak, dziękuję pani profesor, pracowaliśmy nad tym planem od tygodni.

Hermiona przewróciła oczami i skupiła swoją uwagę z powrotem na dyrektorce.

– Będziecie musieli porozwieszać informacje w całym zamku. Jeśli chcecie, możecie zacząć od jutra! To da naszym gościom czas na zdobycie sobie stroju, jeśli będą mieli taką potrzebę. Jednakże musicie trzymać się tradycji i mam nadzieję, że nie zapomnieliście o tej części kontraktu, w której wspomniano, że prefekci naczelni muszą poprowadzić otwarcie balu.

Hermiona skinęła głową, nie wyglądając na zbyt wesołą, jednak Draco otworzył usta i ponownie je zamknął. Albo totalnie przegapił tę część kontraktu, albo po prostu wzbraniał się przed zrozumieniem jej, kiedy się na nią natknął. Jednak uważnie przeczytał kontrakt i nawet zbeształ Granger za to, że nie zrobiła tego samego. Tak czy inaczej, nie był zachwycony perspektywą otwieraniem z nią balu. Po prostu znajdowali się w tej śmiesznej fazie między nienawiścią a tolerancją, gdzieś pomiędzy niewygodą a uprzejmością.

– Czy… ta część może, jakimś trafem, oznaczać, że prefekci i prefekci naczelni mogą się wymieszać? – zapytała Hermiona, ciężko przełykając. – Czy jednak musimy tworzyć domyślne pary?

– Co masz na myśli, panno Granger? – zapytała McGonagall, marszcząc brwi.

– Czy możemy otworzyć bal z prefektem, czy prefekci naczelni muszą jednak zrobić to wspólnie?

Draco prychnął sarkastycznie. A więc Granger nie była bardziej zadowolona z tej tradycji niż on.

Dyrektorka uniosła brwi i spojrzała na Hermionę.

– Nie, panno Granger, musicie to zrobić wspólnie. W końcu to wasz bal.

Gryfonka skinęła głową i przełknęła swoje protesty. Jej policzki zarumieniły się. Przecież i tak była w stanie znieść taniec z Malfoyem, zwłaszcza jeśli ten dzień będzie jego „dobrym dniem”. Tak naprawdę był znośny w te dobre dni.

– Pani dyrektor... – zaczął Draco, nieco zszokowany – ...proszę wybaczyć, ale Granger nie będzie moją osobą towarzyszącą przez cały wieczór, prawda?

McGonagall westchnęła, trochę zirytowana widocznym dyskomfortem swoich dwóch prefektów i spojrzała raz na jedno, raz na drugie.

– Panno Granger, panie Malfoy, wiem, że obojgu wam nie podoba się ta tradycja. Niemal kusi mnie, by uwierzyć, że nie przeczytaliście szczegółowo swojego kontraktu. Czy się mylę?

Hermiona poczuła, że rumieni się od stóp do głów i już miała przyznać się do winy, jednak Draco odezwał się pierwszy.

– Przeczytaliśmy ją razem i w tym samym czasie, pani dyrektor – skłamał. – Chcę tylko sprawdzić, jakie mamy opcje i jakie potencjalne wyjątki do punktów kontraktu możemy zrobić podczas balu.

Dlaczego on dla niej, cholera, skłamał? Jeśli kiedykolwiek wpakuje się przez to w kłopoty...

– Rozumiem – powiedziała McGonagall. – Nie, nie musicie być swoimi towarzyszami przez cały czas. Musicie tylko zatańczyć walca, aby rozpocząć bal. To wszystko. Jestem pewna, że będziecie w stanie uniknąć odgryzienia sobie nawzajem głów. Teraz pozwolę wam iść na lekcję eliksirów.

Hermiona chciała odpowiedzieć, ale Draco nagle złapał ją za ramię i pociągnął w stronę drzwi, dziękując dyrektorce na odchodnym.

– Co z tobą nie tak, do cholery? – sarknęła Hermiona, gdy była już poza gabinetem. – Zostaw mnie!

Draco puścił ją i odszedł, nie patrząc na nią.

– Malfoy, co…

Dogoniła go i tym razem to ona chwyciła jego ramię, by go zatrzymać. Odwrócił się do niej gwałtownie z surowym wyrazem twarzy.

– Nie chcę już dla ciebie kłamać. Czy to dla ciebie, kurwa, jasne?

– Nikt cię o to nie prosił!

– Gdybyś powiedziała jej prawdę, ona by...

– Co by zrobiła, Draco? Odebrałaby mi funkcję? Znalazłaby odznace innego Gryfona? No i co z tego?

– Myślałem, że lubisz to stanowisko.

– Bo lubię, ale potrafię być uczciwa i umiem godzić się z konsekwencjami moich błędów. Wytłumacz mi, w jaki sposób ty miałbyś mieć problemy, gdyby to mnie zwolniła?

Draco zająkał się, nie wiedząc, co powiedzieć. Sam nie znał odpowiedzi, po prostu nie podobał mu się pomysł, że Granger miałaby zostać zastąpiona. Nie po tym, jak przeznaczył tyle energii na kłócenie się z nią na temat ich cholernych obowiązków.

– Nieważne – burknął. – Po prostu wolałbym, żebyśmy nie musieli razem tańczyć. Ty i ja.

– Ten pomysł też nie jest mi na rękę, ale czy mogę cię zapytać, co jest tak złego w koncepcji tańca ze mną? Czy chodzi o to, że będziesz musiał być blisko mnie na tyle, że będziesz mógł zobaczyć swoje odbicie w moich oczach? Czy chodzi o to, że twoje ręce będą musiały mnie dotykać? Czy chodzi o to, że wciąż jest to kwestia czystej krwi i…

– Nie – przerwał jej stanowczo. – Tylko, że...

Tylko, że co dokładnie?, pomyślał Draco. Dlaczego nie możesz z nią zatańczyć?

– Tylko że co, Draco? Czy aż tak cię brzydzę?

Gryfonka wyszeptała ostatnie zdanie z pewnym ukłuciem żalu. Myśl, że jej partner może się nią brzydzić nie była dla niej ekscytująca. A jednak było to możliwe.

– Nie – odpowiedział Ślizgon.

– To o co chodzi? – zapytała, piskliwym głosem.

Odwrócił swoje szare oczy, próbując ukryć zmieszanie. Próbował dokładnie zrozumieć dlaczego. Dlaczego nie chciał z nią zatańczyć ten jeden raz, nawet jeśli było to tylko z powodu pieprzonego kontraktu?

Oczy Hermiony błysnęły intensywnie, gdy do głowy przyszła jej nowa teoria. Wiedziała, że jest to ta właściwa.

– To dlatego, że nie będziemy sami, prawda? To dlatego, że dziesiątki uczniów będzie na ciebie patrzeć i widzieć cię ze mną. Tak naprawdę potrafisz się przyzwoicie zachowywać w naszym pokoju wspólnym, ale poza nim wstydzisz się być ze mną widzianym, prawda, Malfoy?

Mała część niej samej wciąż próbowała nakłonić go by zaprzeczył, ale w głębi serca wiedziała, że miała rację, a kiedy Draco nie podniósł wzroku, uderzyła w nią cała prawda. Hermiona przełknęła ślinę i spojrzała w górę, starając się ukryć rozczarowanie. Nie powinna być tym zaskoczona.

– Pozwól, że coś ci powiem – wycedziła. – To tylko głupi taniec, Malfoy. Nie mów mi, że nie doświadczyłeś niczego gorszego. Nie z tym znakiem na ramieniu.

Odwróciła się na piętach, nie patrząc na niego. Serce Dracona biło jak szalone. Przełknął ślinę i westchnął z frustracji. Jego partnerka właśnie skrytykowała jego opinię i normalnie naskoczyłby na nią, by się pokłócić i wyjść na swoje, ale ta chęć się w nim nie pojawiła. Chciał tylko, żeby była w stanie uszanować jego pieprzony dyskomfort związany z tym tańcem. Potem uderzył go pieprzony fakt, że Granger też nie chciała z nim tańczyć i ta myśl mu się nie spodobała, więc ją odepchnął.

Udał się na lekcję eliksirów, podążając za dziewczyną, ale ostrożnie zachowując dystans. Dotarcie do lochów i klasy zajęło tylko kilka minut. Po raz kolejny wszyscy uczniowie stali na zewnątrz. Slughorn nie był zbyt punktualnym nauczycielem.

Kiedy Pansy Parkinson zobaczyła Hermionę i Dracona, którzy przybyli niemal w tym samym czasie, choć nie razem, nie mogła powstrzymać się od zaciśnięcia pięści i całkowicie zignorowała krytyczne słowa Blaise'a sprzed paru tygodni. Blaise'a i tak przy niej nie było.

– Ojej – zachichotała. – Panna Udręczona spaceruje korytarzami razem z naszym ukochanym Ślizgonem? Jakie to dla ciebie upokarzające, biedny Drake'u! – pisnęła, mocno do niego przylegając.

Odsunął się gwałtownie i przewrócił oczami. Hermiona nie zareagowała. Niemal się tego spodziewała. Pansy nie mogła znieść myśli, że jakakolwiek kobieta stoi zbyt blisko jej Drake'a. Dziewczyna ruszyła w kierunku drzwi klasy eliksirów, Draco poszedł w jej ślady, a Pansy poszła za Ślizgonem niemal depcząc mu po piętach i chichocząc.

– Szlamy powinny siedzieć zaszyte w swojej norze... – kontynuowała – ...dokładnie tak, jak ona, gdy zniknęła na cały dzień! Wtedy nie widać jej brzydkiej, trupiej twarzy! Jasna cholera... – dodała, mierząc Hermionę pogardliwym spojrzeniem – ...powinna się za siebie wstydzić.

Słysząc jej pierwsze zdanie Draco szybko odwrócił się do Pansy, ale nic nie powiedział. Hermiona natomiast zamarła. Szlamy powinny się chować, tak jak ona to robiła, gdy zniknęła... To był dzień, gdy chciała się zabić. Nagłe wspomnienie parapetu przyprawiło ją o zawroty głowy i robiła co w jej mocy, by się opanować. Zacisnęła szczękę, zamknęła oczy, by zapomnieć o tamtej chwili i o tej suce Parkinson, a potem pomodliła się o to, aby Draco się do tego nie mieszał. Wielu uczniów przestało rozmawiać. Ron i Harry stali z boku, obserwując scenę, zirytowani niedojrzałym zachowaniem Pansy.

– Myślę, że powinniśmy coś zrobić! – wściekle wycedził Harry do Rona. – Muszę...

– Czekaj. Hermiona chyba coś powie.

Właśnie wtedy, gdy Hermiona otworzyła usta, by odpowiedzieć, chociaż nie wiedziała jeszcze co, Blaise ją wyprzedził, robiąc dwa kroki w kierunku Pansy.

– Ej, Pansy?! Daj jej spokój i dorośnij!

Pansy wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, zaskoczona i rozgoryczona. Gdy zauważyła wszystkie zirytowane spojrzenia uczniów wokół niej, zakłopotanie sprawiło, że krew napłynęła jej do głowy. Nikomu nie podobała się scena, którą odstawiała. Starała się zachować poważną minę, po raz kolejny ukrywając, jak bardzo zraniły ją słowa jej przyjaciela.

– Teraz bronisz Granger?

– Jeśli chcesz to nazwać bronieniem… to proszę bardzo! Po prostu wydaje mi się, że nie tylko ja uważam, że za dużo gadasz. I tak za każdym pieprzonym razem, gdy tylko otwierasz usta.

Pansy oddychała ciężko i odeszła zawstydzona i zażenowana. Blaise dyskretnie puścił oko do Hermiony i uśmiechnął się do niej, co nie pozostało niezauważone przez Dracona. Nie spodobał mu się ten mały przyjacielski gest.

Cóż, on to już z pewnością ma w dupie swoją reputację, pomyślał Draco zdumiony. Mógł zrobić to samo i warknąć na Pansy, ale nie był jeszcze gotowy. Kiedy Pansy obraziła Granger, od razu poczuł się nieswojo, ponieważ oprócz tego, dodatkowo wspomniała jeszcze o dniu, w którym dziewczyna zaginęła. Ale dlaczego, u licha, to akurat pieprzony Blaise Zabini potrafił się postawić, nie martwiąc, co pomyślą inni?

Przybył Slughorn i uczniowie wbiegli do klasy. Hermiona, przechodząc obok Blaise'a, położyła dłoń na jego przedramieniu i delikatnie ścisnęła. Wypowiedziała bezgłośnie słowo „Dziękuję”, a Ślizgon odpowiedział w podobnym geście „Nie ma za co”.

Gdy Draco mijał Blaise'a ten chwycił jego ramię w żelaznym uścisku.

– Jeszcze nie potrafimy postawić się Pansy? – zapytał Blaise i się skrzywił.

– Puść mnie, Zab. To nie był mój problem.

– Pewnego dnia będziesz musiał nauczyć się być dla niej miły.

Draco pochylił się w jego stronę, by szepnąć z zapałem:

– Pansy mnie nie obchodzi, Zab! Jak zawsze jest zarozumiała i impulsywna.

– Nie Pansy. Hermiona. Być miłym dla Hermiony.

Draco westchnął i wyszarpał się z uścisku.

 

_________________

„Ale kto nie ośmiela się uchwycić ciernia. Nie powinien nigdy pragnąć róży.”

– Anna Bronte

_________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz