
Ginny nie mogła w to uwierzyć.
Jak Hermiona, jej najlepsza przyjaciółka, mogła w ogóle pomyśleć o zeskoczeniu z sowiarni?
O zabiciu się! O zabiciu się. Wszystkie bliskoznaczne słowa przebiegły jej przez głowę i napełniły ją bezdźwięczną paniką. Porozmawia z nią na spokojnie. Dlatego, że teraz było już oczywiste, że Hermiona nie dawała rady i podejmowała złe decyzje, a wszystko dlatego, że nie potrafiła się zmusić, by z kimkolwiek porozmawiać. Nawet kiedy Hermiona zerwała ze swoim chłopakiem z Ravenclawu, Duncanem MacMillerem, była zdruzgotana, pełna smutku, ale potrafiła o tym otwarcie mówić.Ruszyła korytarzem w stronę pokoju prefektów naczelnych. Malfoy wciąż jadł w Wielkiej Sali, więc da jej to czas, by pobyć z przyjaciółką sam na sam. Zabrała dla jej kromkę chleba, miskę gulaszu i kawałek ciasta. Musiała umierać z głodu. Ginny zapukała w portret i odczekała całe dwie minuty, zanim się otworzył, ukazując Hermionę, zlaną potem, pozbawioną swych szat czarownicy. Miała na sobie koszulkę odsłaniającą ramiona i workowate spodnie do biegania.
– Och, Hermiono! – wykrzyknęła Ginny. – Jak tylko postawię to jedzenie to cię uściskam!
– Wejdź, Ginny – powiedziała słabo Hermiona zachrypniętym głosem. – Przepraszam, nie jestem stosownie ubrana...
Odstąpiła od drzwi, aby ją wpuścić. Ginny weszła i usiadła na sofie, po czym dołączyła do niej brunetka i usiadła z jej prawej strony. Ginny odłożyła jedzenie na mały stolik i pochyliła się nad przyjaciółką, by ją przytulić. Spojrzała przyjaciółce w oczy i musiała się mentalnie uszczypnąć, by móc uwierzyć w przygnębienie, które widziała w pustym spojrzeniu Hermiony. Ten temat nie był łatwy do poruszenia.
– Hermiono, dlaczego chciałaś to zrobić? – wyszeptała w końcu, na granicy łez.
Hermiona szybko odwróciła wzrok i nerwowo potarła ręce. Przez chwilę patrzyła na trzaskający ogień, by później nie odrywać oczu od płomieni. Nie poruszyła się, a jej oddech stał się powolny, bardzo powolny. Jakby w zwolnionym czasie, jak kropla wody wisząca przez ułamek chwili między niebem a ziemią.
– Miona? – spytała Ginny, gdy jej przyjaciółka pogrążyła się w myślach.
Hermiona potrząsnęła głową i wyrwała się z zadumy, gdy spojrzała z powrotem w łagodne niebieskie oczy przyjaciółki. Widziała, że Ginny naprawdę się o nią martwiła. Dlaczego Harry nie okazał tej samej troski?
Z nią naprawdę nie jest dobrze…, pomyślała Ginny ze smutkiem, patrząc na bladą twarz Hermiony. Oczywiście widziała się z nią od początku roku szkolnego, ale nie rozmyślała nad szczegółami jej wyglądu. Straciła na wadze, rzecz jasna. Jej wyraz twarzy jest pusty, tak oderwany i odległy... Och, moja kochana Hermiono.
– Wiem, co się stało tego lata – wyszeptała cicho Ginny, kładąc dłoń na kolanach przyjaciółki. – Podziel się ze mną wszystkim, co czujesz, Hermiono. Opowiedz mi o tym, wyrzuć to z siebie. Ja też straciłam brata…
I tak Hermiona zaczęła dyszeć, a potem płakać. Jej przyjaciółka przytuliła ją i szepnęła do niej miłe słowa.
– Prze... przepraszam, Gin – wydyszała Hermiona. – To trudne. Ja... nie chcę więcej płakać.
– Cichutko, kochanie. Płacz, ile chcesz. Jestem tutaj, po prostu się temu daj. Powinnam była wcześniej spędzić z tobą trochę czasu, przepraszam.
Hermiona zaczęła swoją opowieść po raz drugi tego dnia, płacząc, wypluwając z siebie słowa, szlochając. Słowa, które wypowiadała, bardzo ją bolały, skrobiąc ją w pierś. Tak bardzo bolało mówienie o śmierci. Opowiedziała jej wszystko. O sowiarni, o Blaisie, o Draconie, o złodzieju. Od śmierci Samuela, do utraty przytomności kilka godzin temu.
Kiedy skończyła, Ginny obejmowała ją mocniej.
– Och, Hermiono! Tak bardzo przepraszam! Dlaczego nam nie powiedziałaś?
– B-bo mówienie o tym boli.
– Rozumiem. Żałoba to sucz. I wiem, że Samuel był tak dobrym Krukonem, gdy jeszcze się tu uczył. Tak bardzo cię kochał. No dalej, wyrzuć to z siebie, Hermiono, płacz ile chcesz. Ja też tego potrzebowałam, gdy zmarł Fred.
Hermiona płakała w ramionach Ginny przez dobre pięć minut. Ruda jedynie masowała jej plecy, gładziła włosy i raz na jakiś czas podawała jej chusteczkę.
– No dobrze, Miona – dodała Ginny, kiedy Hermiona się uspokoiła. – Proszę powiedz mi, dlaczego chciałaś… skoczyć.
Hermiona wzięła oddech i osuszyła łzy wierzchem dłoni. Położyła dłoń na sercu, jakby chciała się upewnić, że się nie zatrzyma, i w szybkim tempie zaczęła kolejny monolog.
– Ja już nie wiem, co robię. Dla kogo żyję, po co żyję. Nie wiem już, kim jestem. Od śmierci brata czuję jak pierś mi się rozrywa, a w środku jest tylko olbrzymia dziura. Ta dziura była wypełniona szczęściem i Samuelem. Teraz dziura jest pełna tak wielkiego przygnębienia i żalu. Już nie zawracam sobie głowy rozmową. Nie chcę już męczyć się życiem i walką. Jestem zmęczona tym wszystkim, przez co przechodzę. Całą tą niedorzeczną, cholerną kpiną! A potem jeszcze odchodzę od zmysłów przez Draco! Zaczyna być dla mnie naprawdę przyzwoity, a nawet powiedziałabym, że miły, Gin i nie wiem co o tym myśleć. Dezorientuje mnie to, bo boję się, że następnego dnia będzie tym samym okropnym gościem, którego znam od sześciu lat. A potem czuję się źle, bo to nie jest normalne, że chcę jego przyjaźni. A potem już nie wiem, co czuję, ani jakie emocje mnie ogarniają. Chcę wszystko zakończyć i zapomnieć, kim jestem. Nie chcę już do cholery walczyć...
Hermiona wstrzymała oddech. Pierwszy raz od tygodni tak dużo powiedziała. Ginny, która uroniła łzę, wyszeptała cicho:
– Bez względu na to, przez co przechodzisz i przez co jeszcze będziesz, ja będę przy tobie. Życie jest pełne trudności i z czasem nauczysz się żyć w tej nowej rzeczywistości. Nie mogę porównać twojej żałoby do twojego rozstania, ale zrobiłaś dokładnie to samo, kiedy Duncan cię rzucił – przyzwyczaiłaś się. I tak szybko sobie z tym poradziłaś! Wiem, że to trudne, ale nie poddawaj się. Walcz z tym, Hermiono. Co masz do stracenia? Boli mnie widzieć cię taką nieszczęśliwą. Naprawdę chcę, żebyś znów była szczęśliwa. Wszyscy chcemy.
Ginny wytarła oczy, po czym obie dziewczyny obejmowały się przez dobrą minutę. Hermiona w końcu poczuła się ukojona.
– Jesteś dla mnie taka dobra — uśmiechnęła się Hermiona, wolna od ich uścisku.
Rudowłosa przyjacielsko pociągnęła za kosmyk włosów Hermiony. Ginny z zadowoleniem obserwowała, jak jej przyjaciółka zachłannie pochyla się nad jedzeniem postawionym na stoliku.
– Czujesz się lepiej?
– Myślę, że tak. Przynajmniej mam taką nadzieję.
– A co do Malfoya… – Ginny uśmiechnęła się zaczepnie.
Hermiona spojrzała na nią gorączkowo, mając pełne usta.
– Może daj mu szansę – dokończyła Ginny.
– Wiem, że powinnam – powiedziała między kęsami. – Ale boję się mu wybaczyć, Gin. Pamiętaj o wszystkich rzeczach, które mi zrobił i jeszcze o wszystkich jego wyborach, które naraziły innych na niebezpieczeństwo. A kiedy jego ciotka rozcinała mi ramię we Dworze, on po prostu stał tam jak posąg i nic nie zrobił. Jestem pewna, że podobało mu się patrzenie na torturowaną mnie. Przecież Malfoy to nadęty Ślizgon, który…
– Hermiono – przerwała jej przyjaciółka. – Hermiono, zwolnij. Wszyscy wiemy, kim jest Malfoy i co zrobił. Nie chcę go usprawiedliwiać, ale wojna zmusiła wielu ludzi do robienia rzeczy, których teraz żałują…
– Wiem, wiem.
– Mówię tylko, żebyś dała mu niewielką szansę. Skup się na tym jaki on próbuje być. Nie na tym, co mówi.
Hermiona skinęła głową. Jaki on próbuje być. Nie mogła powstrzymać się od ponownego zastanowienia się nad drinkami, które razem pili. Podzielił się alkoholem i zmusił ją do rozmowy, żeby ją uspokoić. Rozmowa była dziwna, ale ostatecznie chciał tylko, żeby poczuła się lepiej. Westchnęła ciężko, wgryzając się w chleb.
– Kocham cię, Gin.
– Ja też cię kocham, Miona. Zawsze do mnie przychodź, jeśli chcesz pogadać.
– Ty też.
– I nigdy więcej nas tak nie strasz! Szukaliśmy cię wszędzie! McGie się niepokoiła.
Hermiona ze wstydem spojrzała w dół. Jej pełne bólu spojrzenie nadal się nie zmieniło. Zapomniała, że McGonagall chciała ją zobaczyć.
– Szkoda mi Harry'ego – przyznała w końcu.
– Lepiej, żeby ci nie było Niedawno stracił nad sobą panowanie przy stole, ale myślę, że teraz już z nim lepiej.
– Jest moim najlepszym przyjacielem, a ja odrzuciłam jego pomoc.
– Ale to on nawalił, Hermiono, i to bardzo. Z drugiej strony, on już nie wiedział, o co z tobą chodzi. Postaw się na jego miejscu, znalazł cię w ramionach Blaise'a!
Hermiona przestała się uśmiechać i zamarła. Na kilka minut zapomniała o tej chwili w sowiarni. Potem spojrzała na Ginny i oboje wybuchnęły śmiechem. Oczywiście nadal była przygnębiona, ale ten czas z Ginny sprawił, że poczuła się nieco lepiej. Chciałaby tylko zapomnieć o tej całej chwili, którą spędziła tam na górze, gotowa do skoku tuż przed tym jak Blaise odciągnął ją z powrotem do środka.
W tym momencie portret się otworzył. Draco wszedł do pokoju i zatrzymał się, gdy zobaczył obie dziewczyny.
Jedną z pierwszych rzeczy, które zauważył, był obojczyk Hermiony, delikatny i niemal jak rzeźbiony. Nagi. Widok był zaskakujący, i o dziwo nie podobał mu się. Nie chciał widzieć skóry Hermiony, dawało to wrażenie jakby ktoś chciał mu przypomnieć, jak słabo wyglądała, jaka była chuda, choć i tak… dziwnie idealna. Problem nie polegał na tym, jak wyglądała. Problem polegał na tym, co krążyło w jej żyłach.
– Myślę, że to jest ten moment, w którym muszę wymyślić jakąś słabą wymówkę, żeby was zostawić – mruknęła Ginny, zerkając na Malfoya. – No cóż – zawołała zbyt głośno. – Mam kilka zwojów do dokończenia na historię magii. Do zobaczenia jutro, Miona-Miona!
Ginny wyszła niemal podskakując i zamknęła za sobą portret, nie zaszczycając Malfoya spojrzeniem. Lwica spojrzała w szare oczy Ślizgona, obserwując, jak Draco wierci się w miejscu, gdzie stał. Nie wiedziała czy jej partner miał ochotę z niej drwić, zasypywać ją uwagami, mieć do niej pretensje, czy sypnąć jakimiś nieprawdopodobnymi teoriami na temat jej brata.
Podszedł do sofy i po drodze chwycił szatę Hermiony. Usiadł obok niej – nie w fotelu, jak wtedy, gdy miała koszmar. U jej boku. W miejscu, które Ginny właśnie opuściła. Wepchnął jej szatę na kolana, nic nie mówiąc. Hermiona zrozumiała prośbę, mimo że się nie odezwał. Chociaż to, co miała na sobie, nie odkrywało zbyt wiele, włożyła szatę i zakryła się całkowicie bez zbędnych pytań. Ślizgon wyglądał na nieco wkurzonego. Czuł się, jakby go oszukała.
– Dobry wieczór – szepnęła brunetka.
Zacisnął szczękę.
– Granger...
Hermiona obdarzyła go zaciekawionym spojrzeniem. On jedynie potarł dłonie, szukając właściwych słów. Wyczuł, że Gryfonka jest niestabilna i nie można jej doprowadzić do załamania. Gdyby Blaise się dowiedział, że ten ponownie ją dręczył lub – co gorsza – doprowadził na skraj łez, to spuściłby mu manto. W końcu ośmielił się powiedzieć:
– Nie wiem, co się z tobą do cholery dzieje, ale…
Hermiona zaśmiała się kpiąco, przerywając mu.
– To działa w obie strony!
Draco westchnął na ten komentarz. Ona była tak oziębła. Przynajmniej powoli zaczyna reagować! No to zmusi ją do reagowania...
– Słuchaj, Granger. Powiedz mi, co się z tobą dzieje.
– Już to zrobiłam. W sowiarni. Myślałam, że nie potrafisz zapominać? – jej szorstki głos odbił się echem po pokoju.
Żar gniewu bijący od Dracona wydawał się rosnąć, gdy jego wyraz twarzy się zmieniał, przybierając coraz surowszy wyraz.
– Chodzi mi o to, abyś mi powiedziała co się z tobą dzieje. Dlaczego mi wczoraj nie powiedziałaś, że... – jego głos ucichł.
– Byliśmy pijani, Malfoy. Z własnej woli postanowiłeś mi się zwierzyć, ale to nie znaczy, że miałam zrobić to samo! – Nie wiedziała, dlaczego miała ochotę być wobec niego złośliwa. – Pewnie popełniłam błąd opowiadając wam o tym wszystkim.
Ślizgon zakrztusił się ze zdziwienia. Czy dobrze usłyszał? Tak. Hermiona Granger, mimo tych wszystkich cudownych pieprzonych gadek o zaprzyjaźnianiu się i potępiania jego zachowań, była tą samą obrzydliwie dumną Złotą Dziewczyną. Ona już zawsze będzie go nienawidzić. Przełknął obelgi i pomodlił się do Merlina o to, by nie powiedzieć jej niczego nieprzyjemnego, ale jego wysiłek był daremny.
Kiedy przemówił, jego głos był lodowaty, a słowa szybko się przeinaczyły.
– Nie masz pojęcia, o co w życiu chodzi.
Powiedziawszy to, Draco mentalnie się spoliczkował. Nie to miałeś na myśli!
Gryfonka wstrzymała oddech i wycedziła, potrząsając głową:
– Więc wyjaśnij mi czym jest życie. Idioto – mruknęła ostatnie słowo przez zęby.
Ta odpowiedź dała Ślizgonowi szansę by rzucić w nią wyzwiskami, ale pohamował się, podejmując próbę lepszego dobrania swoich słów.
– Chodziło mi o to, że życie może podrzucać nam wiele popieprzonych, absurdalnych pomysłów... ale nie kieruj się nimi.
Hermiona spojrzała na niego, nic nie mówiąc.
– Kurwa, Granger – wypluł z siebie Draco. – Chcę tylko powiedzieć: nie kończ ze sobą! Nikt nie chce twojej śmierci, nawet ja!
Hermiona milczała, rozważając jego słowa. Malfoy z minuty na minutę robił z siebie coraz większego głupca. Za kogo on się uważał, żeby jej mówić co ma robić? Nie ufała mu. Popełniła ogromny błąd, opowiadając o swoim dramacie jemu i Blaise'owi. Byłam w szoku, napompowana adrenaliną. Zrobiłam to pod wpływem chwili...
Dodawała sobie otuchy, wmawiając sobie, że to jej ostatni rok w tym miejscu, po czym już nigdy nie będzie musiała oglądać Malfoya. Już nigdy, aż do końca życia. I cała sprawa zostanie zapomniana. A jednak, na początku roku przysięgłam sobie w pociągu, że się z nim jakoś pogodzę... Nie mogę toczyć z nim wojny przez resztę roku. Od tamtego czasu prawie nic się nie zmieniło, poza tym, że była smutniejsza niż kiedykolwiek.
– Daj spokój, nie rób takiej miny! – powiedział Draco z uśmieszkiem.
Zacisnęła pięści. Zanim w ogóle zdążył ponownie otworzyć usta, Hermiona przerwała mu i krzyknęła, zrywając się z sofy:
– Nie rób tej miny? A jaką ja robię minę, co?! To nie jest zabawne, Malfoy! Nie wiem, co jest tak śmiesznego we wkurzaniu ludzi! Ich jedyną reakcją jest niechęć do ciebie! Zostaw mnie w spokoju! Nigdy nie powinnam była zwierzać się tobie i twojemu koledze. Mimo, że jestem wdzięczna Blaise'owi za uratowanie mnie, to i tak wam nie ufam! MAM DOŚĆ! Chciałam się zabić, bo życie się mną bawi! Powoli samo mnie zabija! Życie jest brudną suką, a ty mi nie mów że nie mam pojęcia, o co w nim chodzi! Chciałam się zabić, bo nie wiem już, kim jestem, bo nie chcę walczyć! Stoczyłam w życiu wiele bitew, ale nie chcę brać udziału w tej! Dociera? Chciałam się zabić, bo szczęście napluło mi w twarz i strzeliło kopniaka w zęby! Jestem cała rozszarpana, Malfoy, jestem szalona, stuknięta i nieprzewidywalna! A ty chcesz, żebym zrobiła inną minę?! Czy twarz ci drgnęła, gdy oglądałeś jak twoja ciotka cięła mnie sztyletem? – krzyknęła, podwijając rękaw, by wcisnąć mu przed twarz swoją okropną fioletową bliznę. – Powstrzymałeś to? Powstrzymałeś? NIE. Więc się zamknij! Nie proś mnie, żebym się zmieniła, wiedząc, że TY nigdy się nie zmieniasz!
Kwitując monolog, odwróciła się. Ślizgon przełknął ślinę i nie śmiał się ruszyć, czekając, aż Granger się uspokoi. Sam się o to prosił, ale przynajmniej to z niej wydobył i teraz wiedział, dlaczego próbowała się zabić. Chciał jej współczuć, bo była naprawdę godna pożałowania. Uważał ją za słabą, ponieważ odczuwała to wszystko naraz, nie wiedząc jak to kontrolować. To właśnie przekonywało go, że szlamy są w rzeczywistości gorsze, ale wiedział też, że cierpienie potrafi pochłonąć wszystko na swej drodze. Powinien był okazać współczucie, przytulić ją i zrobić wszystko czego zawsze uczono go, by nie robił, jednak nie mógł. Dotknięcie jej oznaczałoby złamanie bariery, a bariery istniały, aby relacje były stabilne, przewidywalne i łatwe. Poza tym nie chciał powtarzać tamtej sytuacji po koszmarze.
Nie chciał być na miejscu Granger. Nie chciałby czuć wszystkiego tego, co ona czuła. Wiedział, że wtedy we Dworze zachował się jak tchórz. Jego pieprzona ciotka torturowała Granger, a on ze stoickim spokojem oglądał, co się dzieje. Ale wracając do teraz, do dzisiaj – chciał, żeby z tego wyszła, z tego całego przygnębienia. Bardzo brakowało mu dobrej zabawy, więc zamierzał użyć starej, sprawdzonej metody.
– Wyglądasz szpetnie, kiedy się wkurzasz – wyszeptał z odrobiną kpiny, podnosząc się, by stanąć tuż za jej plecami. – Pewnie właśnie to odstraszyło tego twojego palanta MacMillera.
Hermiona poczuła się, jakby właśnie została spoliczkowana. Od stóp do głów przetoczył się przez nią głęboki, mroczny, wstrętny gniew, przez który straciła całe opanowanie. Była gotowa go udusić. Zacisnęła pięści i odwróciła się gwałtownie. Ślizgon był w pobliżu, z rękami w kieszeniach i chytrym uśmiechem na ustach. Stali do siebie twarzą w twarz.
– Zapomniałaś języka w ustach?
Chciał tylko, żeby zareagowała. Żeby znów była sobą – żeby była tym, kim naprawdę była. Chciał, żeby przestała pozwalać sobie na bycie popychadłem. Nawet jeśli to on robił z niej popychadło. Potrzebował szlamy jako swojego popychadła.
Kilka nerwowych dreszczy przebiegło po kręgosłupie Hermiony, ale mimo całej swojej wściekłości, czuła, że panuje nad sobą. Przycisnęła przedramię do klatki piersiowej Dracona i popchnęła go na krzesło z tyłu.
– Trzymaj się ode mnie z daleka – syknęła. – Jak śmiesz mówić do mnie takie rzeczy!
– Co do diabła, Granger! – wybełkotał, brzmiąc jakby warczał z irytacji. – Nie tęsknisz za czasami, kiedy się nawzajem wyzywaliśmy? – dodał, uśmiechając się złośliwie.
– Nie, nie tęsknię. I nigdy więcej nie wspominaj o moim starym związku.
Złe posunięcie, pomyślał nagle, gdy zdał sobie sprawę, że Granger robi się coraz bardziej oziębła. Przyznał, że nie powinien był wspominać o Duncanie. To był prawdziwy palant, nikt go nigdy nie lubił przez te wszystkie lata w Hogwarcie.
– Ja... cóż... Przepraszam. Jeśli właśnie to chcesz, kurwa, usłyszeć.
Słowa te smakowały gorzko w jego ustach. Jednak po części były szczere. Nigdy nie podejrzewał nawet, że powie to Granger. W tym momencie ramiona Lwicy opadły bezwładnie na boki. Jej usta rozchyliły się, ale nie wydobył się żaden dźwięk. Wydawała się sparaliżowana. Jej usta zamknęły się, otworzyły ponownie, ale potem znów się zamknęły. Wyglądało na to, że Malfoy po raz pierwszy ją przeprosił. Co mogła na to powiedzieć? „Ja też przepraszam?” Z pewnością nie! Długa minuta minęła w martwej ciszy.
– Reaguj, do cholery! – ryknął Draco, unosząc ręce w powietrze.
Ale Hermiona po prostu tam stała bez ruchu. Zastanawiała się. Śmierć Samuela wciąż ją bolała, ale co tak naprawdę było z nią nie tak? Nie mogła być taka w nieskończoność, rzucając zimnymi ripostami na prawo i lewo! Kojarzyła się ludziom z byciem bardziej uprzejmą, miłą i przyjazną niż teraz. Malfoy opowiadał bzdury tylko po to, by skłonić ją do reagowania, nie miał tak naprawdę na celu jej krzywdzić – wiedziała to. Musiała wziąć się w garść! Zadanie sobie niewielkiego trudu w kontaktach z jej partnerem oraz ich obowiązki jako prefektów naczelnych mogą być do zniesienia. Spokojna, przyjazna i pełna szacunku atmosfera. Draco nie wydawał się taki straszny, kiedy okazywał troskę...
– Położyłeś mi ręcznik na czole? – zapytała niespodziewanie. – Wiesz, wcześniej...
Jeśli był zaskoczony jej pytaniem, nie dawał tego po sobie poznać. Pokiwał głową.
– Nie chciałem, żebyś mnie obwiniała za to, że nie zabrałem cię do skrzydła szpitalnego – wymamrotał. – Zrobiłem to, by pomóc, mimo, że jestem kiepski w pomaganiu. Nie wspominając już, że miną wieki, zanim będę potrafił przyzwoicie z tobą gadać.
Tuż po jego wyznaniu ogarnęła go wielka fala wstydu. Zdał sobie sprawę z wagi i znaczenia tego, co właśnie powiedział. Przyznał, że pragnie pomagać komuś gorszemu od siebie. Ugh. Hermiona uśmiechnęła się słabo. Moje życzenie się spełni, pomyślała, domyślając się, ile kosztowało Dracona powiedzenie jej tego.
Twarz Dracona na sekundę straciła trochę ze swojej surowości, kiedy zobaczył radosną twarz Hermiony, ale ogarnął się i wrócił do bycia obojętnym. Lwica przełknęła ślinę.
– Ja też chcę ci pomóc. I też będę w tym kiepska.
Westchnęła, jakby nagle wyczerpana i opadła na fotel naprzeciwko Dracona. Nie odzywali się już, każdy obserwując przedmioty wokół siebie. Po kilku minutach odezwała się Hermiona:
– Mogę zadać ci pytanie?
Spojrzał na nią, nic nie mówiąc. Wiedział, że tak naprawdę nie prosiła o pozwolenie. Pociągnęła za szaty, żeby zwrócić na nie jego uwagę.
– Dlaczego chciałeś, żebym to założyła?
Wzruszył ramionami.
– Nie chciałem cię wprawiać w zakłopotanie.
– Nie nadążam – zmarszczyła brwi.
– Siedziałaś z Pieguską... – westchnął – ...gawędziłaś z nią, a ja tak po prostu wpadłem. Nie chciałem, żebyś była zakłopotana moim przybyciem albo swoim wyglądem. No nie wiem, kurwa, dlaczego!
– Cóż, to ty wprawiłeś mnie w zakłopotanie… Stwierdziłeś, że powinnam się zakryć.
– Po prostu nie chciałem być… – urwał, a słowo rozproszony zawisło mu na języku.
Nigdy by tego nie przyznał przy pieprzonej Granger. Fakt, że potrafił zauważyć, że nie jest nieatrakcyjna, było jedną sprawą, ale powiedzenie jej tego było już czymś innym. Poza tym ona nawet nie odpowiedziała. Patrzył na nią przez chwilę. Rozczochrane brązowe włosy okalały jej bladą, owalną twarz, pomarańczową w świetle płomieni. Jej policzki były zapadnięte bardziej, niż kiedykolwiek, ale przynajmniej oczy straciły nieco swojego wzburzenia.
Zmienił temat, gdy przypomniał sobie, że przecież tego dnia straciła przytomność. Słowa przeszły mu przez usta i nie mógł ich powstrzymać.
– Jadłaś coś?
Lekki uśmiech przemknął po ustach Hermiony.
– Czy mi odbiło, czy ty się o mnie martwisz?
Zacisnął zęby, ale nie podniósł wzroku. Dlaczego zadał jej to pytanie? Przecież nie miał zamiaru zejść do kuchni, by prosić skrzaty, żeby nałożyły mu pieprzone jedzenie! Cera Hermiony wciąż była wyblakła, choć nie tak blada jak w sowiarni. Ślizgon zauważył to i od razu zwrócił uwagę na fakt, że była trochę bardziej rozmowna.
Widząc, że jej partner był zaskoczony pytaniem, Hermiona westchnęła.
– Nie martw się. Ginny mi coś przyniosła.
– To co, pogodzeni?
– Co masz na myśli?
Wyciągnął rękę, jakby zawierał pakt.
– Spróbujemy być względem siebie przyzwoici, po czym będziemy w tym beznadziejni i damy ciała zbyt wiele pieprzonych razy, żeby to policzyć.
– Dobra.
– Ale rozumiesz i akceptujesz to, że nigdy, przenigdy nie będę taki jak bliznowaty, łasica i Weasletka?
– Nie nazywaj ich tak…
– Czy rozumiesz to i akceptujesz, Granger?
Hermiona ścisnęła dłoń partnera i poczuła, jak jej skamieniałe serce drży pod siłą tworzącego się niewielkiego pęknięcia.
– Tak.
__________________________
„Nie ból jest najgorszy w posiadaniu wspomnień, ale samotność. Wspomnieniami trzeba się dzielić.”
– Lois Lowry
__________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz